wróć
Polski Związek Alpinizmu
Aktualności > Aktualności - Związek > Kto tak pięknie śpiewa?

Kto tak pięknie śpiewa?

Opublikowano: 21-06-2006; 23:40 przez mteg

Z XIV Spotkania Seniorów Alpinizmu (2–4 czerwca br.) Wojtka Brańskiego
relacja subiektywna.


W sprawozdaniu z ostatniego spotkania seniorów w Morskim Oku
Basia Morawska
napisała lakonicznie: „Wojtek Brański sprowadził młodszą koleżankę
z Warszawskiego KW, która wspomagała z gitarą nasze śpiewy piosenek
słowackich,
miała też własny repertuar w stylu kabaretowym”. Sprowadził?
Młodszą koleżankę — bez imienia? Dziwnie to brzmi, zaiste.


Bywając na spotkaniach starej tatrzańskiej wiary w schronisku
nad Morskim Okiem na pewno mogę zaliczyć się do entuzjastów samej
ich idei
i chylę przed Basią Morawską bardzo nisko czoło, doceniając
jej wysiłek
organizacyjny. Jednego, czego mi zawsze brakowało, to śpiewania.
I chociaż
słoń nadepnął mi na ucho, to śpiewać z innymi lubię (obawiam się, że nie
vice versa).
A że nie jestem w tym odosobniony, pokazuje choćby próba spisania
przez mieszkających w Kanadzie kolegów: Jurka Pilitowskiego oraz Chosię
i Marka Stefańskich, znanych i lubianych w środowisku taterników starszej
generacji, tekstów piosenek słowackich. Oczywiście, były próby śpiewania
na naszych spotkaniach, ale często kończyły się w schroniskowej kuchni.
Trio: Skoczylas, Koziołek i ktoś trzeci odśpiewywało „Javorina, chlapci,
Javorina”
i jeszcze coś tam, a reszta szła już spać.


Zaświtała mi więc myśl, żeby namówić Krysię, która gra
i śpiewa
w kręgach członków Stołecznego Klubu Tatrzańskiego i w kręgach
narciarskich
zbliżonych do tego klubu, na „występ gościnny” w czasie spotkania
seniorów.
Po uzgodnieniu sprawy z Basią i długim „molestowaniu” Krysia
zgodziła się
przyjechać na spotkanie jeszcze w zeszłym roku, lecz problemy z łękotką
uniemożliwiły jej to. Udało się dopiero w tym roku.


Miało to być połączone z jakimś chodzeniem, zabrałem więc
sprzęt.
Morskie Oko przywitało nas jednak w aurze grudniowej: 40–60 cm świeżego
śniegu
i lawiny ze wszystkich możliwych żlebów i stoków, a do tego obfity deszcz.
Deszcz topił śnieg, spod którego ukazywała się zadziwiająca zieleń
rozbudzonej
wcześniej roślinności; jagody miały już zawiązki owoców! „Sukcesem”,
okupionym przemoczeniem, było dotarcie do Stawu Staszica (od progu
Doliny za Mnichem trzeba było nam drogę przecierać).


Po wspólnej kolacji Krysia przyniosła gitarę i usiadła
na wyludnionej tym razem werandzie (w poprzednich latach bywało,
że uczestnicy nie mieścili się w sali głównej i trzeba było rozsadzać ich
na werandzie, usuwając przegradzające pomieszczenia okna).
Początkowo chętnych do śpiewania można było policzyć na palcach jednej
ręki. Nie przyjechał tym razem Janusz Kurczab, pogoda odstraszyła też
Maćka Popko, na których dobre głosy liczyliśmy. Na szczęście był tam
Staszek Biel. Ale nastrój miałem minorowy.


Krysia uderzyła palcami w struny i zaintonowała „Ku Tretiansku
Dolinu”,
i kolejno: „Zachodi slunečko”, „Ne pij Jano, ne pij vody”.
Nie potrafię wymienić wszystkich piosenek. W każdym razie Staszek
zrezygnował z zapowiedzianego wcześniej wyjazdu do domu, a weranda
zaczęła się stopniowo zapełniać chętnymi do słuchania i śpiewania
(daleka reminiscencja ze słynną sceną z filmu„Kabaret”, oczywiście
w innym kontekście). Poza Staszkiem Bielem, dobrym głosem i znajomością
tekstów wyróżniał się Staszek Kuliński i wiele, wiele innych osób.
Kiedy już wyczerpały się nasze możliwości — wiadomo, że Polacy znają
przeważnie po jednej zwrotce — Krysia przeszła na własny repertuar
piosenek czeskich („Nohavica”), rosyjskich i ukraińskich oraz piosenek
kabaretowych. Po każdej były oklaski. Wciągała też nas do śpiewania
refrenów i podrywała do salutu przy „Hercegovinie”. Alek Pańków
filmował
wszystko, a potem na kolanach składał Krysi trybut podziwu
(tego nie widziałem, bo akurat wyszedłem). Inni też jej dziękowali
mówiąc,
że takiego wieczoru w Moku nie pamiętają. Nawet nasz senior nad seniory,
Zdzisiek Kirkin-Dziędzielewicz, następnego dnia dopytywał się:
„To jak ona się nazywa? Dolewska? Bolewska? A skąd ona jest?”
Na mnie też spływało trochę tego splendoru, bo wszyscy wokół pytali:
„Skąd jest ta dziewczyna, że jej do tej pory nie słyszeliśmy?”


No właśnie. Krysia Dolebska (później z dodatkiem — Kaczarowska)
w latach 80. przeszła normalne szkolenie taternickie — od kursu
skałkowego
do wspinaczki zimowej. Jej instruktorami zdążyli jeszcze być, zanim
odeszli na trwałe, Janek Wolf i Rysiek Kołakowski, jakiś udział miał też
Piotr Waloszczyk. Na gitarze grała już od dawna i taszczyła ją nawet
do Betlejemki. Ma fenomenalną pamięć muzyczną, nieprzebrany repertuar,
piękny głos i wiele osobistego uroku. Dlaczego zatem warszawskie
środowisko
taternickie nie „odkryło” jej wcześniej?


Myślę, że problem jest głębszy. Istotą jego jest to, że kluby
nastawione były tylko na wyczyny, na wyprawy, a nie budowanie więzi
pokoleniowych i międzypokoleniowych. A przecież jednym z najlepszych
sposobów budowania tej więzi jest właśnie wspólne śpiewanie. Obecnie
kluby
nasze przeżywają głęboki regres, taternictwo przestało być stylem życia,
opadła jego cała kulturowa otoczka. Mniej to dotyczy środowiska
krakowskiego,
które od zawsze miało swój lokal klubowy, swoje skałki, no i właśnie
takich ludzi jak Basia Morawska, którzy to środowisko na różne sposoby
integrują. Napewno nie dotyczy to też SKT, który nigdy nie nastawiał się
na czysty wyczyn i potrafił związać ze sobą duże grono ludzi. Brak więzi
powoduje, że starsi do klubów nie przychodzą, chyba, że na jakieś
jubileusze,
a czasem spotykają się na cmentarzu. Inaczej jest w klubach
alpinistycznych
na Zachodzie. Tam znaczny procent członków, to ludzie w wieku dojrzałym,
wielu szczyci się stażem 40–50-letnim. Oni nie uprawiają alpinizmu
ekstremalnego,
lecz ciągle chodzą po górach, a do klubu przychodzą nie po to, żeby
załatwić
sobie wyjazd na jakąś wyprawę. W klubie się po prostu bywa.
Nie przeszkadza to
ich młodszym kolegom podnosić „granic ludzkich możliwości”.


Nic nowego pewnie nie odkrywam, lecz jestem przekonany,
że kluby taternickie muszą się z czasem przeobrazić, obejmując szersze
grono osób, które będą mieć przyjemność bycia ze sobą nie tylko w górach,
ale i poza nimi. W przeciwnym razie dojdzie do tego, że członkami będą
jedynie nastolatkowie, którzy już teraz we wspinaczce ściankowej sięgają
po laury.

A więc… Graj nam Krysiu, graj i pięknie śpiewaj „jak za dawnych,
dobrych lat bywało”.


Wojciech Brański

Partnerzy