wróć
Polski Związek Alpinizmu

K2 – Dziennik Wyprawowy cz. VII

Opublikowano: 2-02-2018; 20:35 przez Marek Karnecki | Modyfikacja: 2-02-2018; 20:38 przez Marek Karnecki

Pinokio w Dniu Świstaka…

Znów płyną dni w brzuchu mesy.

Czuję się jak lodowy Pinokio zamknięty w brzuchu wieloryba wyrzuconego nieznaną siłą na środek lodowcowego morza. Na zewnątrz szaleje sztorm, żagle namiotów, banerów, flagi… wszystko łopoce jak podczas jakichś nieziemskich regat. A my siedzimy przy niskich stolikach, z wyciągniętymi do grzejników dłońmi. Stłumione hałasy zewnętrznego świata są tak odległe i nierealne. Wilgotny brzuch oblepionego z zewnątrz śniegiem wieloryba jest pełen zgiełku i wrzawy. Gepetto i 12 Pinokiów. Gramy w karty, szachy… obracane stronice książek wyciągają nas stąd w inne światy: ten uczestniczy w wojnie, ów zwiedza Barcelonę lat 60 ubiegłego wieku, a tamten… brnie w polityczną intrygę. Czas nie odmierza się ramionami wskazówek, które opadły bezsilne jak ręce matki widzącej jak psoci jej pociecha.

Czas. Tu odmierzamy go śniadaniem, lunchem, kolacją… a potem snem.

Ilością śniegu co oblepił namiot, siłą wiatru. I prognozą pogody. To jest nasz zegar. Ile czasu do wyjścia, do c1, c2, c3… czas. Weryfikator naszej cierpliwości.

Każdy znosi inaczej ten wielorybi areszt. Narasta zdenerwowanie, irytacja… czekanie staje się wyzwaniem. A łopot płetw wieloryba – sekundnikiem. Zaczynamy idiocieć, nieprawdopodobne pomysły znajdują ujście z niedotlenionych głów: a może by tak zamontować tu w kopułce jedną wielką butlę do sikania? Albo, zacząć destylować zamrożone, słodkie ziemniaki…

Dlaczego o tym piszę? Jest powód. Teraz piszę o najtrudniejszym progu, pionowym lodospadzie tej góry, który musimy pokonać. Wisimy w przewieszeniu własnej słabości. Psychiki. Tu, w tej i wielu innych chwilach nasze umiejętności wspinaczkowe nie mają żadnego znaczenia. Tu, w przeciwieństwie do prawdziwej ściany nie ma grawitacji. Jest bariera technicznych trudności naszego mózgu. Psychiki.

Dzień Świstaka. 2 lutego 2018 roku. Bezulicami base campu szaleje zamieć. Budzę się, otwieram oczy… siadam. Oglądaliście codzienną metamorfozę Billa Murraya w tym filmie? Przez jakie rzeki przechodził, przez jakie przepływał morza? Jak z dnia na dzień więzienie czasu robiło z niego innego człowieka?

Tu. W niemieście idealnym, uwięzieni nie tylko w czasie, ale i w świecie lodowca stajemy się innymi ludźmi. Uwierzcie, zdziwilibyście się jak ta postać w lustrze jest Wam obca.

Ale nic nie trwa wiecznie.

Gdy po dniach, może i tygodniach izolacji oswobodzeni słońcem wyleziemy z brzucha wieloryba, będziemy ciut inni. Jak więźniowie, którzy opuściwszy mury, na chudych nogach, z opuszczonymi ramionami, i zadzierają ze zdziwieniem głowy ku niebu. My zadzieramy je ku szczytowi. Zarośnięte twarze, zapadnięte policzki. A Ona… śmieje się, drwi rozwianym pióropuszem, jakby mówiła: i co chłopcy? Próbujecie? Czy może macie już dość?

I to jest ten moment, teraz zaczyna się prawdziwa walka. Góra, a naprzeciw Ci, którzy są silni, silniejsi od Dnia Świstaka, którzy za nic mają uwięzione w wielorybie głowy i myśli uwięzione w głowach.

Pakują graty. Teraz góra już się nie śmieje…

Raf

logotypy

Partnerzy