wróć
Polski Związek Alpinizmu
Związek - Informacje > Nasze skały przestają być nasze!!!

Nasze skały przestają być nasze!!!

Opublikowano: 15-04-2008; 14:27 przez mteg

Inicjatywa Środowisk Wspinaczkowych „Nasze Skały” powstała,
by to zmienić.

JAK TO DRZEWIEJ BYWAŁO



Wspinanie w polskiej części Tatr, umownie rozpoczynające się od wejścia
na Mnicha, ma prawie 130-letnią historię. Wspinanie w polskich skałkach
ma natomiast tradycję dokładnie stuletnią — słynna „wycieczka
do Mnikowa” pod wodzą Janusza Chmielowskiego odbyła się
11 października 1908 roku. Przez dziesięciolecia dostęp
do większości skał był nieskrępowany. Dotyczyło to zarówno samej
możliwości wspinania się, osadzania stałych punktów przelotowych
jak i biwakowania w pobliżu skał. Jeśli pojawiały się ograniczenia,
były albo natury politycznej (granice państwa, szkolenia wojska)
albo przyrodniczej (parki narodowe i rezerwaty). Można krótko jeszcze
wspomnieć o trzeciej, charakterystycznej chyba tylko dla Polski osi
konfliktu — z lokalnymi proboszczami czy opatami.




Pierwszy typ ograniczeń w większości przeminął wraz ze zmianami
ustrojowymi, a jego ostatnie bastiony, w postaci nadgranicznych parków
narodowych, też zapewne rozpłyną się z czasem w strefie Schengen. Drugi
typ ograniczeń nasilał się w miarę upływu lat, ale ostatnio widać zwrot
i tendencję do racjonalizacji działań — również w Polsce przyroda
przestaje być chroniona w sposób charakterystyczny dla państw
totalitarnych. W dojrzałych demokracjach instytucje odpowiedzialne
za ochronę przyrody muszą uwzględniać wielorakie funkcje, jakie pełnią
tereny chronione — poczynając od edukacyjnych, poprzez rekreacyjne
(najbardziej nas, jako wspinaczy, interesujące), a kończąc nawet
na gospodarczych. Zadaniem służb parkowych nie jest już zamykanie
wszystkiego „za drutem” (pozostawiając dostęp wyłącznie naukowcom
i leśnikom), ale rozwiązywanie skomplikowanych konfliktów interesów,
które w nieunikniony sposób rodzą się w miejscach, gdzie jest wiele
potencjalnych użytkowników „dobra wspólnego”. Zmianę sposobu myślenia
o ochronie przyrody widać już w rozmowach, jakie PZA toczy z dyrekcjami
parków narodowych (Tatrzańskiego, Gór Stołowych, Karkonoskiego)
czy parków krajobrazowych (np. z dyrekcją Zespołu Parków Krajobrazowych
Województwa Śląskiego).

Wygląda na to, że ochrona samosiejek leszczyny u podnóża skał
i okazałych krzaków dzikiej róży w ścianach bezpowrotnie się skończyła.



W Polsce, przeciwnie do wielu krajów europejskich, nigdy nie wystąpił
ostry konflikt pomiędzy wspinaczami a społecznymi organizacjami ochrony
przyrody, chroniącymi np. ptaki (w Polsce — OTOP) czy nietoperze (OTON).
Co więcej, wnioskując z odzewu, jakim cieszą się
na forum wspinanie.pl informacje o dobrowolnym wyłączeniu
z działalności fragmentów ścian, gdzie zaobserwowano ptasie lęgi,
możemy być dla takich organizacji cennym sprzymierzeńcem. Właściwie
jedyną osią konfliktu, jaką do niedawna można było zaobserwować
(nie licząc trzech przypadków, omówionych poniżej), był konflikt
z instytucjonalnymi służbami ochrony przyrody. Konflikt przybierający
czasem formy ekstremalne (zniszczenie „w majestacie prawa” stałych
przelotów na Łaskawcu w Dolinie Prądnika, w Ciężkowicach czy
w Prządkach), a częściej mający postać zabawy w ciuciubabkę
(np. wspinanie w Dolinkach Reglowych czy ogólnie w Tatrach Zachodnich).
W nielicznych przypadkach potencjalny konflikt był łagodzony dzięki
niejednoznaczności przepisów i „zasiedzenia” — Dolina Bolechowicka
ma taki sam status prawny (rezerwat krajobrazowy) jak kolebka polskiego
wspinania skałkowego — Wąwóz Mnikowski. W Mnikowie póki co działalność
wspinaczkowa jest kategorycznie zabroniona, spróbujmy sobie
dla kontrastu wyobrazić Bolecho bez wędek na Abazym i Pokutnikach.



Na koniec części historycznej opiszę pewne kuriozum — konflikty z władzą
kościelną.

Jak wiadomo niektórzy wspinacze, np. w stanie silnego wzburzenia,
spowodowanego odpadnięciem, potrafią się wysławiać wyjątkowo
niekulturalnie. Takie zachowanie niezbyt współbrzmi z powagą nabożeństw.
Dodatkowo samochody wspinaczy zabierają cenne miejsce na przykościelnych
parkingach, budowanych jeszcze przed gwałtownym boomem motoryzacyjnym,
który opanował polską wieś po zasileniu unijnymi dotacjami. Z obydwu
powyższych powodów Księża Zmartwychwstańcy byli gorącymi zwolennikami
zniszczenia przelotów na Łaskawcu (akcję tę ostatecznie zlecił Ojcowski
Park Narodowy), a z powodu „niegodnego zachowania” opat zakonu
benedyktynów w Tyńcu, po epizodzie polewania wspinaczy wodą, dokonał
podobnego aktu wandalizmu już na własną rękę. Nabrzmiewający konflikt
z proboszczem parafii w Szklarach udało się załagodzić, obiecując
unikanie parkingu kaplicy pod Brodłem w czasie nabożeństw.
Informacja ta zawarta jest w przewodniku po ostańcach dolin
Będkowskiej i Szklarki,
który ukaże się lada chwila, zresztą wśród wielu ograniczeń związanych
z parkowaniem samochodów w pobliżu skał, co stanowi swoisty znak czasu.







NOWE, WSPANIAŁE (?) CZASY JUŻ NADESZŁY



Zmiany ustrojowe, w połączeniu z masową od kilku lat migracją
mieszczuchów do podmiejskich wsi, przyniosły zupełnie nowy typ sporów
o dostęp — konflikty z właścicielami działek (najczęściej będących
mieszkańcami położonych na tych działkach domów). Jeszcze półtorej
dekady temu, w zgodzie z ówczesnym prawem geologicznym i górniczym,
nie można było w Polsce posiadać skały na własność
(w trosce o państwowy monopol wydobywania kopalin). Obecnie
„święte prawo własności” jest coraz częściej realizowane w sposób
niespotykany w krajach o wyższym poziomie zaufania społecznego
(który, nota bene, jest właśnie w Polsce najniższy, nie tylko
w skali Unii Europejskiej, ale spośród wszystkich przebadanych
w tym względzie krajów świata). Patrząc na obrzydliwe pseudo-dworki
z gargamelowatymi wieżyczkami, wyrastające masowo na Jurze,
mimo licznych ograniczeń budowlanych (obowiązujących szczególnie
w parkach krajobrazowych, gdzie zgodnie z nazwą głównym chronionym
dobrem jest krajobraz), przypomina się przysłowie o „Polaku
na zagrodzie”. Inną egzemplifikacją tej przysłowiowej postawy jest
autentyczne zdanie wygłoszone przez właścicielkę gargantuicznej
posiadłości, położonej naprzeciwko Sępiej Czułowskiej w Zimnym Dole.
Powód wezwania policji z powodu działalności eksploratorskiej kilku
naszych kolegów został podsumowany słowami: „nie po to kupowałam działkę
w rezerwacie, żeby jakieś brudasy snuły mi się pod oknami”. Może być
jeszcze gorzej — w wielu miejscach własność a la polonaise to wysoki
mur, tablice „Teren prywatny — zakaz wstępu”, a czasem spuszczone
z łańcucha psy.



Trzeba uczciwie przyznać, że w dobie sztucznych ścianek w każdym większym
ośrodku miejskim, wspinanie skałkowe w Polsce stało się aktywnością
masową. W połączeniu z faktem, że większość wspinaczy dojeżdża obecnie
w skały (czasem, niestety, pod samą skałę) samochodem, tworzy to
w sferze dostępu do rejonów prawdziwą mieszankę wybuchową. Do niedawna
największą bolączką naszego środowiska było zdobycie funduszy na planowe,
bezpieczne ubezpieczanie dróg. Paradoksalnie, instytucjonalne rozwiązanie
tego problemu (ringi z puli PZA i licencjonowani ekiperzy) tylko
pogorszyło naszą sytuację, co najlepiej było widać w zeszłym roku
na ostańcach w Dolinie Szklarki. Dzięki opublikowanym skałoplanom,
anonsującym odnowioną asekurację, Witkowe i Łyse Skały przeżyły w jeden
z weekendów taki najazd zmotoryzowanych miłośników rzadko wcześniej
odwiedzanych skał, że spowodowało to całkowite zablokowanie poboczy
jedynej przebiegającej w pobliżu drogi. Efektem, poza doraźną wizytą
miejscowej drogówki, hojnie rozdzielającej mandaty, było pojawienie się
nowych znaków drogowych: zakazu ruchu w obu kierunkach (aczkolwiek
ustawionego tylko przy zjeździe z drogi Kraków–Olkusz i oczywiście
nie obowiązującego mieszkańców gminy) oraz zakazu zatrzymywania się
przy najlepiej nadającym się do tego poboczu — w pobliżu Ostatniej.
Właśnie to zdarzenie uzmysłowiło mi, że nie ma już czasu na kolejne
dywagacje, jak powinien działać polski odpowiednik amerykańskiego
Access Fund. Przejście od słów do czynów zajęło mi trochę czasu,
ale efektem jest pewna spójna koncepcja, opisana na końcu tego tekstu.




Wracając do obszarów, które możemy wkrótce z innych powodów
utracić — interwencje lokalnej policji, czy ustawianie znaków drogowych,
to działania mieszczące się w szeroko pojętym porządku prawnym. Nie można
tego powiedzieć o kilkuletniej już działalności jednego z mieszkańców
okolic Fiali i Wzgórza 502, który smaruje ringi (nie tylko zjazdowe),
wybrane chwyty i stopnie, a ostatnio nawet mostki skalne używane
do założenia alternatywnych wobec ringów stanowisk, mieszaniną nawozu,
nafty i trocin. Doszło już nawet do jednego poważnego wypadku w związku
z tą działalnością, a ostatnio celem ataków stały się samochody
zaparkowane na polance w centrum Wzgórza 502. Nieskrępowana
działalność „Gówniarza” i stopniowa eskalacja jego działań to również
przykład tego, do czego może doprowadzić nasza bierność. Takie poczynania
powinny już dawno znaleźć swój finał w prokuraturze, tym bardziej,
że kilka osób często wspinających się w tych okolicach ma podejrzenie
graniczące z pewnością, kto jest tajemniczym szkodnikiem.



Jak widać z powyższego zestawienia zaczynamy mieć poważne problemy
z dostępem do skał: różnego kalibru i w różnych miejscach.
A to nie koniec, bo nadal nie jest rozwiązana np. kwestia dostępu
wspinaczkowego do Tatr Zachodnich, lada moment w najbliższej okolicy
legendarnego Zakrzówka powstanie osiedle apartamentowców, wspinacze
na prywatnej części Psiklatki w zależności od humoru właścicielki
są tolerowani bądź nie, a archeolodzy właśnie próbują zamknąć
dla wspinania Przełom Białki (co najmniej obszar Jaskini Obłazowej).
Ze strony Zespołu Parków Krajobrazowych Województwa Śląskiego trwają
przymiarki do zaprezentowania ostatecznych regulacji wspinaczkowych
na Górze Zborów, a Park Narodowy Gór Stołowych zamierza ograniczać
listę dostępnych dla wspinaczy rejonów w Hejszowinie (na marginesie:
buldering jest tam nadal nielegalny, a jest to najbardziej obecnie
rozpowszechniona forma działalności w tym miejscu). Nie piszę celowo
o lokalizacji nowych rejonów (w okolicy Krakowa), które mają status
secret spotów — ze względu na problemy z dostępem znane są nielicznej
garstce wtajemniczonych, a działalność jest prowadzona w określonych
dniach tygodnia, a nawet godzinach, kiedy istnieje pewność,
że właścicieli nie ma w pobliżu. To wszystko są problemy, które
trapią nas dokładnie w tej chwili, decyzje, które zapadają dziś
lub w najbliższych tygodniach. Mam wrażenie, że ten rok jest kluczowy,
jeśli chodzi o przyszłość dostępu do rejonów wspinaczkowych w Polsce.
Jeśli na większości „frontów dostępowych” przegramy bitwy o zachowanie
status quo lub o przywrócenie możliwości wspinania, tam gdzie już
zostaliśmy wyrugowani, rzeczywistością stanie się to, co do niedawna
pojawiało się tylko jako temat absurdalnych żartów. W naturalnej skale
będziemy mogli się powspinać tylko poza granicami Polski.



CO ROBIĆ, ABY NASZE SKAŁY POZOSTAŁY NASZE?



Koncepcja działania, którą opracowałem dla instytucji zajmującej się
sprawami dostępu do rejonów wspinaczkowych w Polsce, zakłada, że jest
to zbyt ważki temat, żeby poprzestać na pospolitym ruszeniu
wolontariuszy. Ilość zaniedbanych spraw i potencjalne nowe płaszczyzny
konfliktów (np. ponad połowa terenów w Dolinie Kobylańskiej
i 90% w Rzędkowicach należy do prywatnych właścicieli) gwarantuje,
że proces negocjacji dostępu będzie żmudny i długotrwały. Dodatkowo
w naszych skałkach, poza stałą asekuracją, praktycznie nie istnieje
żadna infrastruktura. Gdzie są, tak charakterystyczne dla USA
i zachodu Europy, wzmocnione ścieżki podejściowe, zabezpieczające
zbocza przed erozją? Gdzie są biodegradowalne sanitariaty czy mini
parkingi, budowane (przynajmniej częściowo) ze środków organizacji
dbających o dostęp? Jeśli chcemy odnieść sukces, kluczowe jest
zatrudnienie profesjonalnego menedżera (ze środowiska wspinaczkowego
lub spoza), dla którego praca na naszą rzecz będzie pełnoetatowym
zawodem. Z drugiej strony racjonalizacja wydatków na wynagrodzenia,
jak też olbrzymi potencjał wiedzy i umiejętności, który tkwi w środowisku
wspinaczkowym, skłonił mnie do przyjęcia założenia, że wsparcie
merytoryczne dla takiego menedżera może być realizowane na zasadzie
działalności społecznej, zarówno w obszarze wytyczania celów
i rozliczania z nich, specjalistycznej pomocy (np. prawnej),
jak i po prostu pracy fizycznej — bo regularne sprzątanie rejonów
wspinaczkowych również powinno znaleźć się na liście naszych
priorytetów.



Do powyższego pomysłu udało mi się przekonać dwie najważniejsze
organizacje środowiskowe: Polski Związek Alpinizmu i Fundację Wspierania
Alpinizmu Polskiego im. Jerzego Kukuczki, największe media wspinaczkowe
(to dzięki nim czytacie ten tekst), jak również profesjonalistów
zajmujących się zawodowo prawem nieruchomości i zależnością pomiędzy
intensywnością ruchu wspinaczkowego a skuteczną ochroną przyrody.
Formalnie Inicjatywa Środowisk Wspinaczkowych „Nasze Skały” będzie
jedną z akcji społecznych Fundacji im. Kukuczki (która ma status
Organizacji Pożytku Publicznego). W dniu 25 marca br., na spotkaniu
w siedzibie KW Kraków, ukonstytuowała się Rada Inicjatywy, którą poza
mną tworzą Piotr Drobot (Komisja Skalna PZA — na spotkaniu Rady Piotra
reprezentował wiceprezes PZA Piotr Xięski), Jacek Rządkowski
(Fundacja im. Kukuczki), Piotr Drożdż (GÓRY), Jacek Trzemżalski
(Magazyn Górski), Wojciech Słowakiewicz (wspinanie.pl), Miłosz Jodłowski
(pracownik naukowy Uniwersytetu Jagiellońskiego) oraz, niestety
nieobecny na spotkaniu, Irek Grochocki (prawnik). Ustaliliśmy,
że najważniejsze jest obecnie znalezienie odpowiedniego kandydata
na stanowisko dyrektora operacyjnego Inicjatywy — zawodowego menedżera,
zdolnego zarówno samodzielnie prowadzić negocjacje i tworzyć przychylne
nam koalicje na wszystkich szczeblach, ściśle współpracować z Radą, jak
i animować oddolne inicjatywy woluntariuszy. Jednym
słowem — potrzebujemy pilnie człowieka-orkiestry. Podjęliśmy intensywne
poszukiwania takiej osoby.



Dokładnie tego samego dnia odbyło się spotkanie ze współwłaścicielem
Grzędy Mirowskiej, senatorem Jarosławem Laseckim. Senator, początkowo
niechętny wspinaniu ze względu na obawy o odpowiedzialność cywilną
(z powodu następstw ewentualnych wypadków), zgodził się udostępnić
fantastyczne skały Mirowa pod kilkoma warunkami. Są to: opieka nad stałą
asekuracją przez licencjonowanych ekiperów PZA, zobowiązanie wspinaczy
do wpisywania się do „książki wyjść” (będącej oświadczeniem woli
o posiadaniu odpowiedniego sprzętu i kwalifikacji do uprawiania
wspinaczki, a także świadomości ryzyka i podejmowania go na własną
odpowiedzialność), przestrzeganie regulacji dotyczących biwakowania
i parkowania oraz współpraca w informowaniu o zasadach wspinaczki
w tym miejscu (tablice informacyjne). To nie koniec rozmów, które
musieliśmy podjąć jeszcze przed zatrudnieniem dyrektora operacyjnego.
W czasie gdy czytacie te słowa, zapewne jest już po wstępnym spotkaniu
w Podzamczu, dotyczącym przyszłości wspinania na Górze Birów w związku
z rekonstrukcją średniowiecznego grodu ale  również planowanymi
wyłączeniami — z powodów przyrodniczych — niektórych skał z działalności
wspinaczkowej na Prawym Podzamczu. Z kolei tylko do 18 kwietnia można
wnosić uwagi do planu zagospodarowania przestrzennego dla Zakrzówka.
Jeśli prześpimy ten termin, to może się okazać, że zamiast z drogami
na Freneyu zapoznamy się bliżej z ochroniarzami, strzegącymi planowany,
plenerowy teatr letni pana Krzysztofa Jasińskiego.



Czego potrzeba do prowadzenia naszej batalii? Na początek trzech
rzeczy: pieniędzy, pieniędzy i pieniędzy (co odkrył już Napoleon).
Nadchodzi termin ostatecznego rozliczenia podatku dochodowego.
Nie zapomnijcie, że jest godny cel, na który możecie przekazać swój
jeden procent — wystarczy w odpowiedniej rubryce wpisać nazwę
Fundacji im. Kukuczki i jej numer KRS, a w innej („Inne informacje,
w tym ułatwiające kontakt z podatnikiem) dwa słowa: „Nasze Skały”.
Pamiętajcie też, że aż 6% dochodu rocznego można przekazać
na cele pożytku publicznego (tym właśnie z definicji jest
Inicjatywa „Nasze Skały”), a darowizna ta odliczana jest od dochodu.
Oczywiście zamierzamy stopniowo sięgnąć do wielu różnorakich źródeł
finansowania Inicjatywy, w tym do wpłat sponsorów, funduszy unijnych
i państwowych dotacji celowych. Ale nie łudźmy się — bez pieniędzy
na „rozruch” cała akcja może umrzeć w zarodku. Nie pozwólcie na to!
Niech nasz 1% spowoduje, że nasze skały będą ponownie i trwale nasze!



Mariusz Biedrzycki



Mariusz Biedrzycki, znany w środowisku jako bieDruń,
wspina się od 1986 roku. Pomysłodawca Inicjatywy Środowisk
Wspinaczkowych „Nasze Skały” w jej obecnym kształcie. Miłośnik
wspinaczki tradycyjnej. Autor i współautor ponad 200 nowych dróg
w skałkach i górach. Z wykształcenia biolog, z zawodu menedżer.





Wspomóż „Nasze Skały”


Fundacja Wspierania Alpinizmu Polskiego

im. Jerzego Kukuczki/„Nasze Skały”


ul. Noakowskiego 10/12

00-666 Warszawa

KRS 0000084062













Konto bankowe:

Bank Millennium 04 1160 2202 0000 0000 5515 5611

Dopisek „Nasze Skały”

Partnerzy