Jean-Christophe Lafaille, samotnie atakujący zimą Makalu (8485 m),
od tygodnia nie daje znaku życia.
39letni Francuz założył bazę w połowie grudnia i zakładał,
że zaaklimatyzuje się do Nowego Roku, a szczyt osiągnie w pierwszych
dniach stycznia.
Pogoda pokrzyżowała mu plany. Warunki poprawiały się na zaledwie
kilka lub kilkanaście godzin i nawet aklimatyzacyjne dotarcie na przełęcz
Makalu La (7427 m) wymagało paru wypadów. Nie udało mu się założyć obozu
na przełęczy.
Ostatecznie w stronę szczytu wyruszył z bazy (5300 m)
we wtorek 24 stycznia. Warunki pogodowe miał idealne: było bezwietrznie,
temperatura -15°C. Pierwszą noc spędził na wysokości 6400 m.
25 stycznia
zabiwakował na 7 tysiącach. Wieczorny komunikat meteo zapowiadał spadek
temperatury, jednak w dalszym ciągu bez wiatru.
W czwartek 26 stycznia
podchodzenie na Makalu La (7427 m) utrudniały przelatujące opady śniegu.
Wieczorem tego dnia rozmawiał z żoną Katią w Grenoble mówił, że jest
w formie, choć niewyspany z powodu zimna i wysokości. Wspomniał też
o wyczerpywaniu się baterii w telefonie satelitarnym.
W piątek
27 stycznia o 5 rano miał opuścić biwak na 7650 m i ruszyć w stronę
szczytu, szacując czas wejścia na 89 godzin.
31 stycznia o godzinie 07.55 z Lukli wystartował helikopter i przez trzy
kwadranse przeszukiwał stoki Makalu. Panowała nadal piękna pogoda.
Zaobserwowano czerwony namiot Lafaille’a na wysokości 7600 m, ale żadnego
śladu alpinisty.
Przypuszcza się, że Francuz zaginął pomiędzy 7600 m
a wierzchołkiem. Nie można jednak wykluczyć, że wyczerpany alpinista
nie był w stanie opuścić namiotu.
Na Annapurnie w 1992 r. Lafaille
również był uznany za zaginionego, a powrócił po 5 dniach oczekiwania.
Tym razem jednak sprawy mają się gorzej
1 lutego Katia Lafaille opuściła Francję i udała się do Kathmandu.
4 lutego planowany jest kolejny lot helikoptera, tym razem dla ewakuacji
bazy.