Zawansowana próba doborowej dwójki, zdobywców Złotego Czekana 2005,
Vince Andersona i Steve House’a, zakończyła się około 300 m poniżej
wierzchołka.
„Wyprawa była trudna” pisze Anderson „Od początku piętrzyły się
przed nami przeszkody: opóźniony bagaż, Karakoram Highway zablokowana
w wielu miejscach, problemy z tragarzami, choroba i niepogoda.
Sierpniowe wichury i opady nie pozwoliły nam na zdobycie odpowiedniej
aklimatyzacji. Zdołaliśmy osiągnąć zaledwie 5800 m i spędzić kilka nocy
na 5600 m. Jednak zdecydowaliśmy się zaatakować szczyt w połowie września,
przy lekko poprawiającej się pogodzie. Gdy wystartowaliśmy 10 września,
w ścianie było dużo świeżego śniegu. Po pokonaniu ok. 1500 m lodowej
ściany, zabiwakowaliśmy w rodzaju jaskini utworzonej w szczelinie
na wysokości 6000 m. W nocy padał śnieg, jednak rankiem wypogodziło się
i mogliśmy
kontynuować wspinaczkę. Jednak wkrótce pogoda znów się zepsuła
i zaczęły spływać na nas lawinki pyłowe. Idąc szybko, zlekceważyliśmy
potrzebę odpoczynku, posilenia się i uzupełnienia płynów. Miało to później
swoje konsekwencje.
Obóz 2 założyliśmy na eksponowanym pólku lodowym, u podstawy
niewiarygodnie pięknego skalnego filara (to było miejsce dokąd dotarli
Polacy w 2003 r. i Rafał Sławiński z tow. w sierpniu br. przyp. JK).
Byliśmy mocno zmęczeni. Kolejny dzień był mglisty, ale nie padało.
Przetrawersowaliśmy podstawę filara i zjechaliśmy do mikstowej rynny,
prowadzącej na południowo-wschodnie ramię naszej góry. Tu znaleźliśmy
najpiękniejszy i najbardziej techniczny fragment drogi. Częste lawinki
pyłowe zmuszały nas do opuszczania dna rynny i wspinania się po skale.
Obóz 3 wypadł nam już na ramieniu Kunyang Chhish. Rozciągał się
stąd wspaniały widok na szczyty Karakorum. Początkowo sądziliśmy,
że dalsza droga będzie już łatwiejsza, ale spojrzenie w górę wystarczyło
by na to nie liczyć.
Piękna południowo-zachodnia ściana z zaznaczonymi obozami.
Po dwie noce spędziliśmy w obozach 2 i 3 raz w wejściu i raz w zejściu.
Filar powyżej obozu 2 jest zbudowany ze wspaniałej skały! Mógłby być
w przyszłosci
obiektem zainteresowania dla najwyższej klasy wspinaczy skalnych.
Fot. Vince Anderson
Po długim biwaku musieliśmy odpocząć, nawet kosztem części
pięknego, lecz chłodnego dnia. Mikstowa i lodowa wspinaczka
doprowadziła nas do długiej nawieszonej grani. Przetrawersowaliśmy
pod nawisami w lewo i przez wyrwę wydostaliśmy się z powrotem na ostrze.
Tu też sądziliśmy, że szczyt mamy w kieszeni i ponownie myliliśmy się.
Następował głęboki śnieg na zmianę z twardym lodem. Wiał silny wiatr.
Nasza aklimatyzacja była niedostateczna i nie mogliśmy posuwać się szybko.
Byliśmy mniej więcej 300 metrów poniżej wierzchołka, ale przed nami
widzieliśmy
bardzo stromy fragment śnieżnej grani z nawisami. Ponad nim wyglądało
łatwiej, ale do szczytu było jeszcze daleko. Po pokonaniu wyczerpującego
wyciągu przy bardzo słabej asekuracji, zdecydowaliśmy się na odwrót.
Wycofanie się do obozu 3 wymagało tuzina zjazdów. Dotarliśmy tam
zmarznięci i wyczerpani. Jeszcze dwa dalsze dni trwało wycofywanie się ścianą
w ciągle pogarszającej się pogodzie.”
Źródło: www.skywardmountaineering.com