Jak to często bywa rzeczywistość zweryfikowała nasze plany. Plan is plan but it is as it is, ale do rzeczy.
24 kwietnia zespół w składzie: Tamara, Darek, Marcin, Agna i Jacek oraz trójka współpracujących z nami Francuzów około 3 w nocy wyszła do obozu pierwszego. Po kilku dniach intensywnych opadów, okazało się że torowanie do „jedynki” było bardzo wyczerpujące, opad zakopał również pod śniegiem większość położonych wcześniej poręczówek. Dodatkowo operujące od około 9 godziny na plateau i powyżej – słońce spowodowało spore wyczerpanie zespołu po ponad 10 godzinach dojścia do „jedynki”, w której czekało nas jeszcze odkopywanie zasypanych namiotów.
Kolejny zespół w składzie: Piotrek, Robert, Jurek i Sonam wyszli do góry 25 kwietnia nieco po północy i dotarł do „jedynki” po około 8 godzinach, idąc w większości po śladach z poprzedniego dnia. 25 kwietnia wszyscy spotkali się w „jedynce”. Zespół wychodzący poprzedniego dnia został w obozie pierwszym, regenerując się po męczącym marszu z poprzedniego dnia.
26 kwietnia Piotrek, Robert, Jurek i Sonam wyruszyli około 6 rano torować drogę w śniegu w kierunku obozu drugiego, pozostali łącznie z Francuzami wyruszyli w różnych odstępach czasowych za nimi, ostatni zespół: Marcin, Jacek i Agna wyruszyli około godziny 8 rano.
Wszystkie grupy dogoniły zespół torujący przy wejściu na filar około godziny 11 rano. Przy dobrej pogodzie, po zmianie na torowaniu, wszyscy ruszyli do góry w kierunku obozu drugiego.
Około godziny 14:00 zespół był na wysokości – według wskazań różnych altimetrów 6600 – 6700 m n.p.m. w miejscu wystromienia filara, gdzie nastąpiło gwałtowne załamanie pogody. Widoczność spadła do kilku – klikunastu metrów, gwałtowne podmuchy wiatru spowodowały nieprzyjemne lawinki pyłowe.
W tych warunkach ustalenie dokładnego miejsca, w którym miał znajdować się obóz drugi okazało się bardzo trudne. W zaistniałej sytuacji ze względu na dość późną porę i załamanie pogody, każdy z zespołów namiotowych (Darek z Tamarą, Agna z Jackiem i Marcinem oraz Piotrek z Robertem i Sonamem i kierownik zaproszony do namiotu przez Francuza ) skupił się na znalezieniu względnie bezpiecznego i wygodnego miejsca na biwak. Jak się okazało dla każdej z grup oba te warunki były trudne do spełnienia. W efekcie namioty zostały rozbite w znacznej odległości i deniwelacji od siebie w miejscu, które każdy z zespołów uznał za bezpieczne.
Niemniej jednak wszyscy spędzili noc głównie na odkopywaniu namiotów zasypywanych regularnie lawinkami pyłowymi. Namiot w Francuza z kierownikiem wyprawy został zasypany i zagrożony lawinami pyłowymi do tego stopnia, że w końcu został złożony a obaj panowie przenieśli się do namiotu Jacka, Agny i Marcina.
Po ciężkiej nocy, kolejnego dnia wiatr nie ustawał i warunki się nie poprawiły. Zespół zostawił zabezpieczony depozyt na wysokości około 6600 m n.p.m. i zszedł do jedynki i dalej do bazy 27 kwietnia. W chwili obecnej wygląda na to że wiatr się wzmógł. Prognozy wskazują na silne wiatry aż do 3 maja. Doświadczenie pokazuje, że nawet niezbyt silne wiatry rzędu 20 węzłów (ok 40 km/h) utrudniają akcję górską ze względu na uruchamianie nieprzyjemnych lawin pyłowych w wyższych partiach góry.
Pozdrawiamy,
Wyprawa