Po prawie 2-miesięcznej działalności wróciła do kraju dwuosobowa wyprawa
w jeden z najgorętszych rejonów świata Mali w Zachodniej Afryce.
Mimo ponad 50-stopniowych upałów i zmagań z pustynnym wiatrem, udało się
wytyczyć nową, poważną drogę na największym powierzchniowo masywie „Ręki
Fatimy”, Suri Tondo.
Nowa droga
Wytyczona została na ścianie, na której wcześniej powstały tylko dwie drogi.
Sam środek monolitu, poprzecinany wielkimi okapami, pozostawał dziewiczy.
W całym regionie polska dwójka była jedynymi z nielicznych białych.
Innych wspinaczy już nie było, bo sezon się skończył.
Plonem wyprawy jest ponadto krótki klip filmowy, oraz ok. 5000 slajdów
i plików fotograficznych, m.in. na nowy kalendarz firmy Hilti.
Była to jedna z naszych najbardziej kolorowych ekspedycji i pewnie można by
wydać o tym album lub napisać książkę.
Przebieg wyprawy w skrócie:
W pierwszej części wyprawy wspinaliśmy się jako pierwsi Polacy
w rejonie mało rozpoznanym w górach Mandinka blisko granicy z Gwineą dużo by
mówić, ale generalnie kosmos, miejsca do wspinaczki 100 metrow nad dziką
wsią itp.
Przeprowadziliśmy poważny rekonesans na odległych od cywilizacji
turniach w pustynnych okolicach Sahelu (ściany przypominają Monument Valley
w USA), objazd Nissanem Patrolem 4×4 wokół masywów Dyounde, Sarniere, Oghi,
Barkoussou, Kissim.
Odwiedziliśmy wioski zupełnie oderwane od świata, w których
ludzie rzadko widzą białych (byliśmy dla nich atrakcją przyrodniczą,
a takie rzeczy, jak prezentacja działania wiertarki, wprowadzały niektórych
w osłupienie.
Mijaliśmy karawany, które przez 3 miesiące na grzbietach wielbłądów
wiozą sól wydobywaną na Saharze.
Tropiliśmy jedyne na świecie słonie pustynne, które co roku migrują
przez tereny Sahelu w Mali i Burkinie Faso. Udało się je wytropić
(co nie jest łatwe) i mieliśmy mocną przygodę z uciekającym stadem, które
zerwało się przed nami, po drodze tratując wielkie drzewa. Przez moment
myśleliśmy, że już po nas.
Podczas realizacji reportażu dla National Geographic, odwiedziliśmy
kilka z topowych turystycznych miejsc Mali Djenne, gdzie znajduje się
największy na świecie meczet wybudowany z błota oraz kraj Dogonów.
Dogonowie to lud z bogato rozwiniętą kulturą, mieszkający wzdłuż
ponad 100 km uskoku skalnego, na którego ścianach, w grotach do dziś
mieszkają ludzie choć głównie są to grobowce Tellemów, którzy z niewiadomych
przyczyn odeszli stąd pod koniec XIII wieku (rejon nieco podobny do siedzib
Indian Anasazi i Mesa Verde z USA).
Unikając utartych szlaków udało nam się dotrzeć do wodza jednej z wiosek,
który w porozumieniu ze starszyzna, zgodził się, abym wspiął się razem
z miejscowymi do grobowca Tellemów z ok. X wieku naszej ery. Negocjacje
w tej sprawie były oczywiście poważnym przedsięwzięciem, gdyż kulturowo
Dogonowie są jeszcze w dużej mierze animistami, wiele rzeczy jest więc dla
nich tabu, lub po prostu świętych. Dlatego dostęp do wielu zakątków w tej
niemal magicznej krainie jest dozwolony tylko dla szamanów (Hogonów).
Ze zrozumiałych powodów nasza misja zbadania starożytnych grobowców była
bardzo delikatna, ale się udało!!!
Razem z Elizą zjechaliśmy na linach do groty, w której pochowanych
jest ok. 3000 Tellemów. Suchy klimat, jaki tu panuje, pozwolił na zachowanie
szczątków w niemal nietkniętym stanie. Praca fotograficzna w tej grocie
była nieco szokującym przeżyciem.
Dawid Kaszlikowski