wróć
Polski Związek Alpinizmu

Pierwsze polskie przejście „Supercanaletta”na Fitz Roy

Opublikowano: 20-01-2015; 12:13 przez mteg

W dniu 3 stycznia, po 2 z małym hakiem dniach wspinaczki niżej podpisani Agnieszka Tyszkiewicz i Marcin Wernik (oboje UKA Warszawa) stajemy na szczycie Fitz Roy’a po dokonaniu pierwszego polskiego przejścia drogi Supercanaletta (1600 m., wycena przewodnikowa 5+, 80 st., my pokonaliśmy trudności do M6/6+ – naszym zdaniem też długość drogi jest zaniżona i powinna wynosić do szczytu ok. 2000 m.) Styl przejścia to kilka razy AF.

Fitz Roy - start w drogęFitz Roy – start w drogę

Wspinaczkę rozpoczynamy o 2.30 w nocy 1 stycznia (Nowy Rok spędzamy na biwaku tuż przed wejściem w drogę). Początkowy kuluar o długości 1000 m. i trudnościach do 80 st. pokonujemy na lotnej asekuracji, tu warunki są dość dobre. Po osiągnięciu tzw Bloque Emotrado rozpoczyna się właściwa wspinaczka. Niestety pierwsze wyciągi są bardzo trudne, skała przykryta dość dużą ilością śniegu i tempo wspinaczki nam bardzo mocno spadło. Do godziny 21 pokonujemy jedynie ok. 10 wyciągów (w tym kilka przedłużonych) i postanawiamy założyć pierwszy biwak na małej śnieżnej półeczce. Rano kontynuujemy wspinanie i osiągamy kluczowe trudności. Tu kilka razy prowadzący musi zmieniać twarde buty na wspinaczkowe mimo, że temperatury są dosyć niskie. Ostatni wyciąg wyprowadzający na grań to szeroki komin prawie cały pokryty tzw rime’m czyli śniegiem o konsystencji zlepionego cukru. Jego pokonanie wymaga akrobatycznych umiejętności ale w końcu udaje nam się wyjść na grań. Tu znowuż zaczyna wiać mocny patagoński wiatr i to bardzo mocno (co to znaczy może sobie wyobrazić tylko ten kto tu był). Niestety w tych warunkach nie możemy znaleźć łatwej drogi na szczyt i mając świadomość nieuniknionego kolejnego biwaku rozkładamy się na wygodnej półce ok. 150 m. pod szczytem. Rano kontynuujemy wspinaczkę i ok. 9 stajemy na szczycie. Po zrobieniu kilku zdjęć na resztce baterii telefonu (słaba jakość niestety) ruszamy w dół.

Razem na szczycie

Pierwszy odcinek schodzimy szukając linii zjazdów w bardzo mocnym wietrze. Nie bez problemów nam się udaje je znaleźć i rozpoczynamy zjazdy. Jednakże mniej więcej w połowie gubimy właściwą linię (najprawdopodobniej jest błąd na topo) i musimy kilka z nich założyć samodzielnie. W końcu jednak o zmroku udaje nam się osiągnąć lodowiec pod Fitz Royem. Niestety to nie koniec naszych przygód. W ciemnościach, w mnogiej ilości śladów nie możemy znaleźć właściwej drogi do Paso Superior. Ostatecznie wybieramy znany nam wariant (choć dużo dłuższy) i przez Paso Guillamet schodzimy do Rio Electrico gdzie łapiemy stopa do El Chalten. Samo zejście to prawdziwa epopeja, przez ostatnie dwa dni nic nie jedliśmy i nie spaliśmy, na zejściu męczą nas halucynacje i posuwamy się do przodu tylko siłą woli.

Poza nami Supercanalettę pokonał też inny (chyba amerykański) zespół. I to były jedyna dwa wejścia na Fitz Roy’a w tym oknie pogodowym – było kilka prób wejścia innymi drogami ale zakończyły się wycofami. Poza tym było jedno wejście na Cerro Torre przez Ragni (plus przynajmniej jeden wycof) oraz jedno przejście drogi Tomahawk na Cerro Standhardt w wykonaniu Colina Haleya. Tyle przynajmniej wiemy.

Niestety nie posiadamy za dużo zdjęć ze wspinania w związku z powodu zgubienia kamery Gopro i bardzo szybkiego wyczerpania się baterii w aparacie.

Chcielibyśmy bardzo podziękować za wsparcie Polskiemu Związkowi Alpinizmu, który dofinansował naszą wyprawę.

Agnieszka Tyszkiewicz i Marcin Wernik
(UKA Warszawa)

logo

Partnerzy