wróć
Polski Związek Alpinizmu

Norwegia, Harstadnebby, M. Jurewicz, J. Soszyński

Opublikowano: 16-03-2020; 17:16 przez Jolanta Głowacka

W ramach zgrupowania w Romsal, w dniach 5-7 marca w zespole Gosia Jurewicz – Józek Soszyński pokonaliśmy zachodni filar Harstadnebby – szczytu położonego u wylotu doliny Litldalen, w środkowej Norwegii. Cel ten nie został wymieniony we wniosku o dofinansowanie ale był jedynym poważnym, a jednocześnie realnym celem w zastanych warunkach pogodowych i ścianowych. Pod ścianą Trolli zalegało za dużo śniegu aby choćby umożliwić podejście pod Drogę Norweską, a w ścianie, w związku z dość silnym wiatrem ze wschodu, powietrzne rotory nawiały depozyty na półkach i w kominach. Południowa ściana Mongejury też była zalepiona śniegiem ale ważniejsze, że okna pogodowe były za krótkie, żeby działać tam sensownie i sprawnie w stylu bigwall. Dodatkowo dzień po naszym przyjeździe, w dolinie napadało 20 cm świeżego śniegu dlatego postanowiliśmy szukać celów w innych dolinach. Od dawna polskie ekipy prawie co roku stają pod zachodnim filarem Harstadnebby i – tęsknie spoglądając w górę – robią sobie romantyczne selfiacze. Rzeczywiście: filar oglądany z tej perspektywy przygniata swoim ogromem, więc postanowiliśmy trochę skrócić ten dystans. W przeciwieństwie do Trolla wiatr wywiał śnieg z większej części tej ściany (oprócz dolnych tarasów).

Filar ma około 1450-1500 metrów przewyższenia. Został po raz pierwszy pokonany w 1961 roku przez Ralpha Høibakka i Olava Innerdala ale nie wiemy, czy tą samą linią, którą szliśmy, czy też łatwiejszymi wariantami, mocno trawersującymi ścianę z lewej do prawej strony i omijającymi kluczowe wyciągi w kopule szczytowej. W latach ’80 nie powiodło się kilka prób zimowych, aż do 1991 roku, kiedy to zespół Aslak Aastorp, Trond Hilde i Øyvind Vadla (uważany w Norwegii za „dream team”) dokonał pierwszego zimowego przejścia. Wspinaczkę rozpoczęli w czwartek wieczorem, na lekko (1 śpiwór i namiot szturmowy na 3 osoby). W ciągu dnia zrobili dłuższy przystanek na gotowanie, a po dobie wspinaczki zabiwakowali 3 wyciągi od szczytu (prawdopodobnie w miejscu naszego drugiego biwaku). W sobotę rano osiągnęli wierzchołek.

My wyruszyliśmy w ścianę o 7 rano. Pierwszego dnia wspinaliśmy się 11 godzin. Początkowe setki metrów drogi to lawirowanie na tarasach przecinających ścianę, przedzielone kilkoma wyciągami wspinaczkowymi. Teren (miejsca M5) pokonywaliśmy głównie na lotnej, a posuwanie się do przodu było utrudnione ze względu na głęboki, kopny śnieg na zalesionych półkach, aż do miejsca gdzie osiągnęliśmy ramię Filara. Grzęda ta była całkowicie pozbawiona śniegu, wywianego przez silny, południowy wiatr kilka dni wcześniej. Tutaj też temperatura spadła poniżej 0 i zaczęły wysychać na nas ubrania, przemoczone w niższych partiach ściany. Łatwą grzędą doszliśmy do spiętrzenia środkowej części Filara i rozpoczęliśmy wspinanie w stromszym terenie. Mieliśmy tylko orientacyjne wskazówki na temat przebiegu drogi i prawdopodobnie zboczyliśmy trochę za bardzo w lewo ale i tak wspinaczka nie była szczególnie trudna (M4-5 z miejscami 6). O zmroku założyliśmy biwak na dogodnej, osłoniętej od wiatru półce pod wielkim okapem.

Drugiego dnia w czasie 11 godzin pokonaliśmy największe spiętrzenia i trudności techniczne drogi, w tym kominy wyprowadzające do kotła podszczytowego pomiędzy wierzchołkami (które odczuliśmy jako M6+, kilka A0 – rysa offwidth, na którą nie znaleźliśmy sposobu przejścia w rakach) i zabiwakowaliśmy drugi raz, niedaleko wierzchołka, na bardzo wygodnym tarasie. Trzeciego dnia w 3 godziny dokończyliśmy drogę, stając w silnym wietrze na szczycie. Można było zrobić to drugiego dnia wieczorem, co proponowała Gosia i nocować na łatwej i szerokiej grani za wierzchołkiem ale myślę, że w obliczu zmęczenia, braku wiedzy o dokładnym przebiegu drogi, wymagającej asekuracji na jednym z końcowych wyciągów, świetnej półki biwakowej i pewnego górskiego romantyzmu, który bardzo sobie cenię, drugi nocleg w ścianie był dobrym wyborem (do tej deklaracji Gosia zgłasza zdanie odrębne ;)). Zejście odbyło się w bezpiecznych warunkach lawinowych i nie przedstawiało większych trudności. Czas w ścianie: 53 godziny, efektywnej wspinaczki: 25 godzin, także trochę wakacyjnie, bez napinki.

Użyliśmy 60 m liny połówkowej. W łatwym terenie na lotnej, w trudniejszym na sztywno – każdy wspina się z plecakiem i w najtrudniejszym: pierwszy wspina się bez plecaka, drugi pałuje z dwoma. Mieliśmy komplet camów od #00 do 3 w większości podwojony, a także małe offsety, średni zestaw kości (prawie nie używaliśmy), 10 górskich ekspresów, kilka haków, buldoga (użyte sporadycznie na stanowiskach). Sprzęt do biwakowania: śpiwór puchowy powiększony wstawką z materiału (żeby pomieścić dwie osoby), podwójna płachta biwakowa, karimaty, MSR (na drugim biwaku rozpoczął pracę dopiero po godzinnym ogrzewaniu w śpiworze).

Zachodnie urwiska Harstadnebby przedstawiają wciąż duży potencjał eksploracyjny. Zamiast omijać, wystarczy zaatakować najstromsze spiętrzenia filara, headwallu i ściany kotła podszczytowego. Jest to z pewnością duże wyzwanie nie tylko wspinaczkowe ale też logistyczne; długi czas pobytu w ścianie, dużo sprzętu do wspinaczki klasycznej i hakówki, dużo wody i jedzenia do wyholowania. Z pewnością jednak możliwe i eksploracyjnie bardzo atrakcyjne. Wpisujemy ten projekt w nasze przyszłe plany.

Partnerzy