Ze względu na restrykcje wyjazdowe związane z Covid (całkowity zakaz wjazdu obcokrajowców do Norwegii) zgrupowanie zostało przeniesione z doliny Romsdal w Norwegii środkowej, do Chamonix we Francji. Dotarcie samochodem na miejsce nie stanowiło problemu, natomiast nieczynne z powodu lockdownu kolejki utrudniały przygotowanie akcji w górach.
Za cel obraliśmy drogę Laffaille’a na zachodniej ścianie wybitnej iglicy Petit Dru.
Droga ta została ukończona w dniach 12-20 lutego 2001r. (zjazdy ścianą południową 21 lutego) przez Jean-Christophe Lafaille’a podczas czwartej (wg Ian Parnell) próby. Pierwszą jej część (10 wyciągów) wytyczył w dniach 19-23 marca 2000r. wspólnie z Jerome Arpin’em. Do miejsca, w którym skończyli, powrócił solo, systemem Dolnych Tarasów – bez trudności. Brak informacji o czasie spędzonym w ścianie podczas wcześniejszych prób solo.
Wspinaczka ta została obwołana przez francuską prasę najtrudniejszą drogą Alp. Laffaille: „dziesięć razy trudniejsza niż Divine Providence” (Gabarrou, Marsigny 5-7 lipiec 1984, A2/A3, ABO), którą Laffaille powtórzył solo w 1990 roku). Droga otrzymała zaszczytne, 101 miejsce wśród stu najpiękniejszych wspinaczek rejonu Mont Blanc w „Biblii” Philippe’a Batoux.
Przy wielkim szacunku do Jean-Christophe Laffaille’a, nie kwestionując wyczynu, w branżowym opracowaniu nie sposób pominąć faktu, że droga nie została pokonana przez Mistrza w ciągu oraz, że korzystał on z supportu z helikoptera (podano mu telefon oraz „świeże warzywa i owoce”). Nie znalazłem informacji, czy w miejscu skończenia pierwszej próby został złożony depozyt, ani co stało się ze sprzętem wspinaczkowym po osiągnięciu przez Laffaille’a połączenia z drogą Allaina – jego transport do szczytu i opuszczenie połogą i kruchą ścianą południową, przez solistę w obliczu załamania pogody, wydaje się zupełnie nieprawdopodobne.
Druga próba pokonania drogi należy do brytyjskiego zespołu Kirkpatrick/Parnell w lutym 2002 roku. Zespół działał w złych warunkach, we mgle pomylił miejsce wejścia w ścianę, pokonując Bastion całkiem nowym terenem. Na dojściu pod Headwall rozerwał im się haulbag i część sprzętu – w tym połamany portal – spadła na lodowiec. Zespół zostawił depozyt, wycofał się zjazdami ścianą północną i po kilku dniach powrócił z portalem pożyczonym od Andy’ego Perkins’a. Z drogą Laffaille’a połączył się powyżej jej kluczowego wyciągu (kiedyś A5, dziś modernistyczne A3+), a w górnej części wytyczył kolejne warianty. Po przeszło tygodniu spędzonym za drugim razem w ścianie, osiągnęli półkę Allain/American Direct, jednak z uwagi na wyziębienie, odmrożenia i wyczerpanie, nie byli w stanie kontynuować wspinaczki do szczytu i podjęli decyzję o zjazdach linią American Direct. Ostatecznie przejście to zostało uznane za wytyczenie osobnej drogi.
Trzecie (pierwsze kompletne) przejście należy do wybitnego francuskiego zespołu Avrisani/Batoux/Dumarest, w czasie 8 dni pięknej pogody w lutym 2004 roku. Alpiniści nie tylko pokonali całą drogę w ciągu ale dołożyli 4 nowe, logiczne wyciągi, powyżej półki Allain/American Direct.
Czwarte (drugie kompletne) przejście należy do doświadczonego, hiszpańskiego zespołu Novellón/Castresana, w czasie co najmniej 11-tu dni lutego 2012 roku (nie znalazłem dokładnego czasu przejścia). Zespół zaporęczował pierwsze 3 wyciągi i zmagał się z niskimi temperaturami i trudnymi warunkami.
Podejście zaczynaliśmy z miejscowości Les Bois, przez górną stację kolejki Montenvers (za drugim razem schodząc wcześniej szlakiem narciarskim przy Buveytte des Mottets na Mer de Glace – a właściwie jego smutne, przysypane gruzem resztki). Wysokość przewyższenia na tym podejściu wynosi około 2000 m – pokonaliśmy dwukrotnie, wynosząc łącznie pod ścianę – około 70 kg sprzętu. Dla porównania: zanim zaczęlismy się wspinać, każde z nas zdobyło 4 razy Rysy z Morskiego Oka z 15-20 kg plecakiem.
Pierwszego dnia zabraliśmy wyposażenie na 4 dni, wystarczające do pokonania drogi na Grandes Jorasses lub Alaina na Petit Dru – nie byliśmy pewni, czy będziemy w stanie zrobić 2 pełne kursy z wyposażeniem na Laffaille’a. GJ widziane z lodowca wydawały się w bardzo słabych warunkach (sucho) więc skierowaliśmy się w stronę Dru. Zachód słońca zastał nas po wspięciu się na morenę w okolicy poręczówek przewodnickich. (Ponieważ od kilku lat nie kursuje spalona kolejka na Grands Montets, a stare drabiny z MdG na drodze z Montenvers zostały zdemontowane, wszystkim amatorom wspinania na Dru koordynaty poręczówek sugeruję zapisać w „ulubionych”: 45.921522970518765 6.93371802346783 – skracają podejście pod ścianę o kilka godzin). Pozostawiliśmy depozyt 600 m poniżej ściany, zakładając swoiste ABC i wróciliśmy do Chamonix.
Następnie wynieśliśmy resztę wyposażenia i zabiwakowaliśmy w ABC. Po biwaku przetorowaliśmy podejście pod ścianę, rozpoznaliśmy start drogi, zaporęczowaliśmy pierwszy wyciąg (A1 lub V+) i zeszliśmy do ABC na drugi biwak. Następnego dnia z resztą sprzętu podeszliśmy pod ścianę i zaczęliśmy akcję w ścianie.
Wyciągi okazały się ciągowymi, modernistycznymi A2 o dużej urodzie, długie i pożerające podobne ilości sprzętu jak El Capitan. Czuliśmy się na nich swobodnie, jednak szybko zrozumieliśmy, że nie ma co liczyć na bicie rekordów prędkości. Tydzień w ścianie to absolutne minimum i to zakładając nieprzerwanie dobrą pogodę. Wyliczenie jedzenia i gazu powinno uwzględniać: 3 dni podejścia i przygotowania, 8 akcji, 1 zjazdów i 1 zejścia, razem 13-14 dni. Mieliśmy 820 g gazu czyli o 600 za mało i to był katastrofalny błąd logistyczny. Pomijając nawet załamanie pogody spodziewane za kilka dni, nie mieliśmy najmniejszych szans na zrobienie drogi na tym zapasie. Doładowując plecaki kierowaliśmy się zbyt optymistycznymi założeniami i zbytnią dbałością o własne plecy.
Trzeciego dnia wspinaczki osiągnęliśmy wierzchołek Dolnego Bastionu i rozpoznaliśmy dalszą część drogi. Z tego miejsca należy pokonać połogi trawers, który komplikuje (planowany już wtedy) wycof, więc zjechaliśmy do portalu, wiszącego na trzecim stanowisku i kolejnego dnia do podstawy.
W pionowej części Bastionu holowaliśmy świeży śnieg do topienia na wodę, jednak nie wystarczyło go i byliśmy zmuszeni pić wodę stopioną ze starego alpejskiego lodu, wykutego z jakieś dziury w skałach. Woda nie była pierwszej świeżości, śmierdziała mułem, ale wir walki, wiadomo… Po zjazdach ugotowaliśmy picie pod ścianą i wlaliśmy do pustego termosu. Tym razem okazało się, że nawet resztki tego błota na ściankach termosu, całkowicie dyskwalifikują napój, którego smak oceniliśmy na mniej więcej ścieki. Litr kisielu Słodka Chwila został wylany w śnieg.
Kilka wskazówek dla osób, które chciałyby spróbować swoich sił na Laffaille’u:
– czas przejścia minimum 7 dni + podejście + zjazdy + zejście,
– sprzęt: 2*microcamy, 2* offsetcamy, 3*camy 0,2-3, 1*cam4,5,6, kości, heady, microkości, rivethangery, 8*LA, 6*V-ka,15*BB, 6*KB, 3*SH, 2*RURP 1*tona cierpliwości
– schemat dostępny w biurze przewodników w Cham,
– linia drogi na wszystkich fototopo wrysowana błędnie, również rysunek Grzegorza Głazka wymaga dużej korekty w lewo,
– start około 50 m z lewej od American Direct ładnym komino-zacięciem, 50 m nad podstawą trawers, który z dołu wydaje się niemożliwy do przejścia, pokonuje się swing+hooking,
– droga była chodzona dotąd wyłącznie zimą, jednak wydaje się bezpieczniejsza od AD – w dolnej części (opisywanej jako ryzykowna) biegnie głównie pod okapami, i nie będzie na niej raczej tłoku, także szansa na oberwanie kamieniem mniejsza. Nie mniej trzeba brać pod uwagę długi czas przebywania na tym odcinku,
Źródła:
https://www.alpinejournal.org.uk/Contents/Contents_2005_files/AJ%202005%20277-282%20Alps.pdf
http://www.climbing.de/news/kirkpatrick-amp-parnell-repeat-lafaille-dru-route-41280.html