Siergiej Bogomołow udzielił wywiadu rosyjskiej gazecie „Sport-Ekspress”
wyjaśniając szczegóły wypadku, w którym zginęło czterech jego towarzyszy.
Na początku należy się wyjaśnienie i sprostowanie.
Za stroną www.mounteverest.net powtórzyliśmy, że kierownikiem
wyprawy był Bogomołow.
W rzeczywistości na K2 działały 2 wyprawy rosyjskie. Jedną z nich była
wyprawa
„K2 Kuzbass 2006”. Wywodzacą się z Syberii wyprawą kierował Jurij
Utieszew, trenerem był Aleksander
Foigt, a uczestnikami Piotr Kuzniecow, Wiktor Kulbaczenko, Arkadij
Kuwakin,
Aleksander Gaponow, Aleksiej Rusakow i Siergiej Naumienko.
Niezależnie od nich wspinała się dwójka Siergiej Bogomołow (55)
i dobrze znany
Polakom Gruzin Gia Tortladze. Obaj mieli wziąć udział w wielkiej
i trudnej
wyprawie na niezdobytą zachodnią ścianę K2. Plan ten został jednak
przełożony
na 2007 rok, zaś obaj alpiniści postanowili zaatakować K2 Żebrem
Abruzzi.
Siergiej Bogomołow.
Bogomołow jest jednym z najwybitniejszych rosyjskich
himalaistów. Ma na
swoim koncie już 12 szczytów ośmiotysięcznych, ostatnio
17 maja 2006
wraz z Tortladze wszedł na Manaslu. Na stokach K2 Bogomołow
i Tortladze
początkowo działali niezależnie. Po osiagnięciu w dniu 28 lipca
obozu IV (7800 m),
wycofał się Tortladze, a Bogomołow dołączył do ekipy Utieszewa.
A oto wyjaśnienia Bogomołowa:
W czasie ataku szczytowego 13 sierpnia wspinaliśmy się w trzech
grupach.
Pierwszą tworzyli Kulbaczenko z Gaponowem, drugą Foigt, Utieszew,
Kuzniecow i Kuwakin, zas trzecią Irlandczyk Bannon, Polak Teler i ja.
Widok na K2 spod wierzchołka Broad Peak. Oznaczono rejon wypadku.
Byliśmy już blisko celu do wierzchołka brakowało około 250 m, za nami
była najtrudniejsza partia drogi żleb zwany Bottle Neck. Nagle, poniżej
prowadzacej dwójki, niemal bezszelestnie urwała się potężna deska śnieżna
o rozmiarach około 120 x 80 metrów, która strąciła środkowy 4-osobowy
zespół.
Próbowaliśmy szukać naszych towarzyszy, ale bezskutecznie.
Ślady były
widoczne do wysokości 7800 m, niżej lawina podzieliła się na dwie części.
Zszedłem z Ramienia K2 około 100 m drogą Cesena, używając poręczówek
wyprawy japońskiej, ale nic nie spostrzegłem. Planowana akcja z udziałem
helikoptera nie doszła do skutku z powodu niepogody (mgła utrzymywała się
nawet na poziomie bazy), ale jej skuteczność byłaby bardzo wątpliwa,
ze względu na pułap 5500 m, jaki może osiągnąć ten helikopter.
Na wysokości 6700 m i wyżej spędziliśmy 11 dni przeczekując
niepogodę.
Zdecydowalismy, że naszą „deadline” będzie dzień 13 sierpnia, ze względu
na wyczerpanie zapasów żywności. I tego dnia pojawiło się słońce,
niżej było morze chmur, ale ponad nami czyste niebo.
Być może popełniliśmy błąd, decydując się na atak szczytowy
tak dużą grupą. Gaponow i Kulbaczenko,
którzy wspinali się na czele, mówili później o tąpnięciach wartwy śniegu
pod ich stopami. Ale to tylko przypuszczenia, próby wyjaśnienia
po fakcie
tego, co się wydarzyło. Tylko Góra zna prawdę, ale ona zawsze zachowuje
milczenie
Źródło: http://www.sport-express.ru.