wróć
Polski Związek Alpinizmu
Aktualności > Aktualności - Wspinaczka wysokogórska > Północna ściana Ombigaichen — relacja

Północna ściana Ombigaichen — relacja

Opublikowano: 11-11-2009; 18:26 przez mteg

Marcin Michałek, kierownik wyprawy, relacjonuje z Kathmandu…

Ombigaichen z Thame.
Widok na Ombigaichen z progu doliny Nare (Khumbu).



Po dokonaniu wyjść aklimatyzacyjnych i odpoczynku w naszej bazie
we wsi Pangboche (3900 m) w dniu 28. 10 wyruszamy do ABC (4950) pod ścianą
Ombigaichena. Tam ostatecznie decydujemy się
na taktykę jednego wejścia w ścianę w stylu alpejskim co czynimy
w dniu 30. 10.
Pierwszego dnia, ku naszej radości, znajdujemy na małej przełączce
idealne miejsce na biwak.



Jak się później okazało było to jedyne miejsce w całej ścianie. Drugiego
dnia decydujemy się na rozpoznanie drogi przez pierwsze kluczowe
spiętrzenie — nazwane przez Wojtka Kurtykę — Pralką.
Wcześniejsze duże opady śniegu i silne wiatry wymiatają cały śnieg
z górnej części ściany, dzięki czemu możemy podejść po śniegu
pod samą Pralkę oszczędzając kilka wyciągów. Tam trafiamy na bardzo
strome, ale w całości lodowe nitki centralnie biegnące środkiem ściany.


Urabiamy tego dnia trzy bardzo długie wyciągi i zjeżdżamy do naszego
biwaku.


Stromość ściany, bardzo niskie temperatury i totalny brak nawet małych
półeczek decydują, że następnego dnia po południu wychodzimy na akcję
non-stop.



Przez noc pokonujemy Pralkę, w której, dzięki bardzo
dobrym warunkom cały czas udaje się nam znaleźć lodowe przejścia
przez płytowe spiętrzenia.


Teren podprowadzający pod drugie spiętrzenie, mimo że trochę łatwiejszy,
zdawał się nie mieć końca. Dopiero pod wieczór dochodzimy do kluczowego,
bardzo stromego kuluaru broniącego dostępu do szczytu.


Północna wystawa i specyficzne umiejscowienie powoduje, że ściana
przez cały dzień nie dostaje ani promyka słońca, przez co
panuje tu wieczne zimno, potęgowane przez wiatr.
Stanie na stanowiskach na przednich zębach raków to prawdziwa udręka.
Gdy zawiewa wiatr dygoty stają się nie do zniesienia,
na dodatek lód jest tak twardy, że tępią się nawet słynne
śruby Grivela — wkręcenie ich to poważny wysiłek, a zawiercenie
uch Abalakowa wysysa całą energię.
W bólach przechodzimy ostatnie spiętrzenie.


Wyciąg przed granią, zaczynają się problemy — sypki, niezwiązany śnieg,
seraki.
Dopiero za trzecim razem udaje mi się przebić właściwą drogą na grań.



Szczyt wydaje się być na wyciągniecie ręki. Niestety grań jest potwornie
ostra,
podziurawiona przez wiatr. Próbuję przejść parę metrów, ale gdy
widzę że asekuracji nie będzie żadnej a prawdopodobieństwo zwalenia się
w czeluść jest praktycznie 100% cofam się do chłopaków pod grań.
Tam zastanawiamy się dłuższą chwilę i jednogłośnie podejmujemy decyzję
o niewchodzeniu na szczyt. Ścianę pokonaliśmy — a przecież o to chodziło.
Wejście na szczyt jest dla nas ważne, lecz niestety niemożliwe w tych
warunkach.



Do świtu trwają zjazdy ścianą, pod koniec jest nam
tak zimno, że powoli zbliżamy się do granic naszej wytrzymałości.
Na szczęście docieramy w końcu do naszego biwaku, gdzie na kilka godzin
zasypiamy. Po południu kontynuujemy zejście i 3. 11 już mocno po zmroku
dochodzimy do namiotów naszej ABC.



Dwa dni później sami znosząc cały nasz dobytek schodzimy do przytulnego
hoteliku w Pangboche, gdzie wreszcie możemy odpocząć od gór.



Ściana którą pokonaliśmy ma około 1400 m wysokości, przeszliśmy ją
środkiem
w stylu alpejskim w 4 dni i całość myślę, że można naszą drogę wycenić
na ED+.


Była to moja trzecia wyprawa na ten cel, dla Krzyśka
druga i tylko Wojtek był tu pierwszy raz.



Wszyscy jesteśmy zdrowi. Ja wracam już niedługo do kraju. Pozostała
część składu wyprawy udała się na trekking w okolice Khumbu i wraca
do kraju z końcem listopada.



Pozdrawiam z Kathmandu,


Marcin Michałek, kierownik wyprawy



Sponsorzy wyprawy:


Polski Związek Alpinizmu


Fundacja Wspierania Alpinizmu Polskiego im. Jurka Kukuczki


ODLO


Marabut


Cerro Torre


Eksplo





















Partnerzy