wróć
Polski Związek Alpinizmu
Aktualności > Aktualności - Wspinaczka wysokogórska > Aktualności - Himalaizm > Elisabeth Revol – pierwszy wywiad dla AFP

Elisabeth Revol – pierwszy wywiad dla AFP

Opublikowano: 1-02-2018; 10:00 przez Marek Karnecki

Elizabeth potwierdza wejście na szczyt i relacjonuje szczegóły wydarzeń.

Elisabeth Revol
Elisabeth Revol (AFP / PHILIPPE DESMAZES)

Na szczycie Nanga Parbat Elisabeth i Tomek mieli stanąć 25 stycznia o 18:00 czasu lokalnego, więc bardzo późno. Tam Tomek powiedział jej: “Nic nie widzę”. Nie używał okularów, w ciągu dnia były chmury. Na szczycie byli sekundę, złapali się pod ramię i błyskawicznie zaczęli schodzić.

“W tym momencie Tomek nie mógł oddychać, zdjął osłonę z ust i zaczął przemarzać, jego nos zrobił się biały, zaraz potem ręce i stopy.”

Schowali się w szczelinie, Tomek nie miał siły wrócić do obozu. O świcie sytuacja była dramatyczna: “krew ciągle płynęła mu z ust”. Objawy obrzęku, ostatniego etapu choroby wysokościowej, stan fatalny jeśli osoba nie uzyska jak najszybszej pomocy.

“Zaalarmowałam wszystkich, ponieważ Tomek nie mógł sam zejść” – mówi Elisabeth.

Ruszyła organizacja pomocy. Elisabeth mówi:

“Powiedziano mi: jeśli zejdziesz do 6 tys., możemy uratować Ciebie i możemy uratować Tomka na 7200 (śmigłowcem, przyp. red.). Zrobiłam właśnie tak. Wybrałam, ale tak zostało mi zalecone”.

Odchodząc, powiedziała do Tomka: “Słuchaj, śmigłowce przylecą późnym popołudniem, mam zejść na dół, przylecą, by cię uratować”.

Wysyła sygnał GPS, zabezpiecza Tomka najlepiej jak to możliwe i, przekonana o szczęśliwym zakończeniu, odchodzi – “nie zabierając niczego, nawet namiotu, śpiwora, niczego […] Bo śmigłowce przylecą późnym popołudniem”. Schodzi. Śmigłowce jednak nie przyleciały.

Elisabeth spędziła kolejną noc bez sprzętu. “Wiedziałam, że pójdę dalej. Byłam w jamie, czułam zimno, ale moja pozycja nie była tak rozpaczliwa, bardziej bałam się o Tomka, który był słabszy”. Tej nocy miała halucynacje.

Kiedy nadszedł dzień, dalej liczyła na pomoc. Na 6800 m zdecydowała nie ruszać się, by “chronić się, zatrzymać ciepło”. Usłyszała dźwięk śmigłowca na dole lodowca, “ale było już za późno, wiatr wzmagał się”.

Gdy okazało się, że śmigłowiec może przylecieć następnego dnia i będzie musiała spędzić trzecią noc bez namiotu, zdecydowała zejść niżej – “To zaczęła być kwestia przeżycia”. Elisabeth mówi, że nie otrzymała wiadomości o idących do niej ratownikach.

Opisuje ostrożne: “spokojne” schodzenie, mimo “mokrych rękawic” i zimna mrożącego jej palce oraz ból przy korzystaniu z poręczówek. Ok. 3:30 dotarła do obozu 2: “W ciemności zobaczyłam przed sobą dwie postacie. Zaczęłam krzyczeć i powiedziałam do siebie: jest dobrze. […] To było wielkie przeżycie”.

Resztę akcji znamy z relacji naszych ratowników. Elisabeth w niedzielę została przewieziona do szpitala w Islamabadzie, we wtorek w nocy wróciła do Francji. W najbliższym czasie zamierza pozbierać się tak szybko, jak to możliwe, może uniknąć amputacji, a w szczególności pojechać zobaczyć dzieci Tomka.

źródło: wspinanie.pl

Partnerzy