wróć
Polski Związek Alpinizmu

K2 – Dziennik Wyprawowy cz. VIII

Opublikowano: 5-02-2018; 9:47 przez Marek Karnecki | Modyfikacja: 5-02-2018; 9:50 przez Marek Karnecki

Baza, niemiasto idealne…

Minęło ponad 5 wieków, od czasu, kiedy to geniusz, magnat i wizjoner, a przy tym człowiek światły i ustosunkowany wymyślił sobie miasto.

Ordynat Jan Zamoyski, bo o nim mowa, zbudował „swój” Zamość. Wedle własnego uznania, ale kierowany wiedzą, życiowym doświadczeniem i wrodzonym poczuciem piękna decydował: tu powstanie Rynek, tu w rogu, a nie jak w tym prrryyy jakimś Krakowie na środku zagracony Sukiennicami.

Tu będzie kościół, a tu moja siedziba, tu akademia a tu… tu będzie dzielnica żydowska… tak!

Wizjoner nakazał jak mają wyglądać domy i jak usytuowane będą place. Wszystko ma swój sens i nic tu nie jest przypadkowe.

I co, myślicie, że te czasy już minęły? Że koniec z budowaniem miast według myśli i idei?

Że rozwój, to skomplikowany i długotrwały proces urbanizacyjny? A guzik.

Tu, pod K2. Daleko od kraju i bez obostrzeń architektów Krzysztof Wielicki i jego 12 budowniczych wymyślili, i zbudowali niemiasto idealne.

Cóż z tego, że małe, czy piękne musi być od razu wielkie?

Co budowniczy, wizjoner i leader miał do dyspozycji?

Nie bagna, nie zakole rzeki, nie warowne wzgórze…

Miał do dyspozycji morenę środkową lodowca.

Czyli, długą kamienną bliznę ciągnącą się przez środek lodowej rzeki. Kamienne wzgórza i doliny. I zaczęło się.

Platformy, kopanie, znoszenie kamieni, podsypywanie żwiru, rąbanie lodu…

I kolorowe namioty utworzyły miasto.

A do sprawnego kierowania życiem przyszłego miasta powołani zostali: Kierownik Bazy, lekarz, filmowiec, operator techniczny sprzętu i łączności, kronikarz (hihi to ja)… kucharze, służby komunalne…

Wróg. Zawsze jest jakiś wróg. Każde miasto miało swoich Hunów, Mongołów czy Husytów. I każde miasto miało mury, fosy i baszty.

My mamy liny, zamiast wojska i murów, bo naszym wrogiem jest wiatr. To on w swoim czasie będzie próbował nadgryźć nasze flanki. I naszą obroną są liny. Zakotwione namioty, kamienie jako kotwice, liny, dużo lin wiążących wszystko do podłoża.

Ale samo miasto… Najpierw jest pomysł. Dotarliśmy do wybranego miejsca, i zostało wybrane serce miasta.

Przestrzeń publiczna, najważniejsza dzielnica miasta. To długi ciąg namiotów: kuchnia, przedsionek z łaźnią, mesa i na końcu kopułka. Całość niczym wielka, leżąca na ziemi zapałka, zwłaszcza wieczorem, gdy świecąca na żółto kopułka przypomina właśnie płonącą zapałkę.

To jest nasz Rynek, teatr, kino, świetlica, sala obrad, czytelnia, sejm, stołówka… stąd rozchodzą się wszystkie bezdrogi miasta, bezdrogi, bo tu każdy łazi jak chce, ważne żeby się nie wypier…ć na wszędobylskich, luźnych kamieniach leżących na śniegu i lodzie.

Najbliższą centrum 7 dzielnicą jest nasze Śródmieście, to dla tych co chcą być blisko centrum. To kilka domów – kopułek.

Domy mieszkańców. Są to jednoosobowe kopuły, z oknem, które jest zarazem drzwiami. I to mieszkaniec decyduje, czy jego okno na świat ma wychodzić na K2, Broad Peaki, czy też w innym kierunku, ale jakoś większość lubi by otwór wejściowy był skierowany dokładnie z drugiej strony wiejących tu wiatrów.

Wnętrze domów w większości zajmuje materac. Zostaje trochę miejsca na osobiste klamoty. Rolę szaf spełnia rząd beczek, czyli falochron ustawiony przed wejściem do namiotu, to prywatne szafy i magazyny ze sprzętem.

Dalej jest dzielnica szlachty i starych wyg, znajduje się na skraju moreny, za bazą, kilkadziesiąt metrów w kierunku góry. Nie dochodzą tu hałasy z mesy i z kuchni, tu mieszka leader, kierownik bazy, Denis, i Darek.

Dla tych co jeszcze bardziej cenią ciszę i odosobnienie jest dzielnica na wzgórzach, na szczycie moreny, tu swoje zagubione wśród kamieni domki zbudowali Adam, Janusz i Maciek, są na tyle daleko, że ogłoszenia z centrum czasem do nich nie docierają.

Blisko centrum zbudowano magazyny techniczne, tu zdeponowane są setki kilogramów lin, haków, gazu, namiotów…

Obok kuchni przykryte tarpalem są magazyny na świeżym powietrzu. Klimat panujący w bazie służy przechowywaniu, właściwie wszystkiego, nic się nie psuje. Ale niektóre rzeczy mogą odlecieć, dlatego się je chowa i wiąże. Inne, jak beczki z kerozyną, butle z gazem, czy ciężkie palniki kuchenne leżą sobie ot, po prostu przykryte tarpalem, byle blisko.

Magazyny spożywcze są dwa: wyprawy, a więc to czym dysponuje Szef Bazy i co służy wspinaniu i drugi, obsługi bazy: gdzie kucharze trzymają całą żywność, zamarznięte na kość jaja, warzywa, ryż i mięso z yaka, poporcjowane i zapakowane w beczki.

Obok centrum, na wzgórzu położone są domy obsługi, kucharza i pomocników i wojska, tak, wojska, tu mieszka oficer łącznikowy armii pakistańskiej, chodzą słuchy, że nawet ma, no ten… pistolet.

Sanitariaty, to ważna część miasta, metalowa, ciężka konstrukcja z namiocikiem chroniącym przed wiatrem… wchodzi się tam trochę jak na przykrytą mównicę.

Miejskie wodociągi, to ważne miejsce na mapie miasta, cóż z tego że są stale zamarznięte. Do transportu wody, w naszym wypadku lodu, używa się beczki i nosidła dla nosiwody, który drepta w tę i z powrotem, a zamiast systemu pomp używa się czekanu i kilofa, uzdatnianie, to palnik, który ma wodę doprowadzić do wrzenia. Ważne jest jednak, aby ujęcie wodolodu było dokładne po drugiej stronie moreny niż sanitariaty.

Centrum łączności, strefa zakazana, kopułka, do której ma wstęp tylko Marcin. Ministerstwo tajne, ale jakże skutecznie działające. Ok południa zostaje do gniazdka wepchnięta odpowiednia wtyczka. I jest. Cały świat w naszej mesie. Cud. Czegoś takiego jeszcze chyba nigdy tu nie było.

Rytm dnia…

Wstajemy. Kiedy kto chce. Śniadanie, jajociapatowe, kilka godzin nicości i lunch, yakoryżowososowy, kolejne kilka godzin i kopiuj wklej pojawia się wieczorna wersja lunchu. Cyk, cyk… noc, wleczemy się do zalodzonych śpiworów…

Słychać warkot, to Honda, znak że można ładować. Warkot generatora, kapryśnej, czerwonej skrzynki, której dźwięk jest jak pomruk defibrylatora, który zaraz ożywi nasze komórki, laptopy, mp trojki. Kilka popołudniowych godzin codziennego odżywiania naszych urządzeń, każda godzina, to litry paliwa…

Walenie w gary zamiast hejnału… ale bywa, że na posiłki wzywamy messengerem, gdy wieje, i gdy nikomu nie chce się iść po kolegę ze wzgórz.

Kalendarz imprez miasta. A jest? Grupa szachowa, karciarze, internauci, czytelnicy, a gdy pogoda – wspinacze na zboczach góry.

Są miasta górnicze, które upadają, gdy kończy się to, co wydłubie się z ziemi Są miasta obronne, które popadają w ruinę, gdy wróg przestanie być groźny.

Nasze niemiasto to projekt celowy, a cel znajduje się tam, wysoko, i gdy tylko zostanie zdobyty… niemiasto zniknie z moreny. A kraina znów stanie się domem lisa… no i może kilku zimnolubnych chomików i kruków.

Patrzę na tą bezładną konstelację kolorowych kopułek, na całkowitą przypadkowość ich rozbicia, plątaninę linek, plam na śniegu, jakichś klamotów leżących gdzie-bądź, hałdy śniegu, i smugi sunącego wiatru, świst i dudnienie z góry. To mój dom. Na długie dni, i noce, okrutnie zimne… jakże ja lubię tu być…

Chyba pora zadzwonić do specjalisty…

Raf

logotypy

Partnerzy