wróć
Polski Związek Alpinizmu
Aktualności > Aktualności - Polski Himalaizm Zimowy > Męczące poręczowanie kuluaru — Nanga Parbat 2010

Męczące poręczowanie kuluaru — Nanga Parbat 2010

Opublikowano: 4-06-2010; 11:27 przez mteg

Męczące poręczowanie kuluaru, higiena, żarcie oraz inne bazowe przyjemności — relacja Jurka Natkańskiego z 2 czerwca 2010.
Przez 4 dni, od 29 maja do 1 czerwca wyprawa zajęta była poręczowaniem kuluaru. Kuluar mający wysokość około 1000m i nachylenie od 45 do miejscami 75 stopni doprowadza do skalnego, pionowego i miejscami przewieszonego skalnego muru o wysokości 80 m , na którym jest tzw. skalne gniazdo, tj. półka o wymiarach 5 na 5 m, na której wszystkie wyprawy stawiają obóz II (C2).

Poręczowaniem zajmowały się podczas następujących po sobie czterech dni 4 zespoły wyprawy startujące do tego zadania z obozu pierwszego; o 1–2 w nocy i pracując w ścianie nawet i po 12 godzin. W nocy śnieg jest zmrożony, a pojawienie się słońca w kuluarze powoduje wyciskanie ostatnich sił ze wspinaczy z powodu gorąca, ponadto śnieg robi się bardzo miękki.

Ładunek do wyniesienia podczas poręczowania to liny, szable śnieżne, śruby lodowe, haki a także ekwipunek osobisty tj. odzież awaryjna, czekany, apteczka osobista przygotowana przez lekarza wyprawy, batony energetyczne i camelbag z piciem. Wszystko to powodowało, że plecaki przekraczały wagę 12 kg.

Zespoły wracały bardzo zmęczone, poparzone słońcem, wszyscy narzekają na bóle mięśni nóg — praca w rakach w stromym, często lodowym terenie daje się mocno we znaki. Mimo to potencjał jest nadal duży, o czym świadczy fakt zniesienia, pomyłkowo, przez jednego z kolegów liny z powrotem do bazy. Do tej chwili mamy położone liny do tego uskoku i wszystko wskazuje na to, że kolejny zespół pojutrze pokona uskok i założy obóz drugi.

Powoli stabilizuje się sytuacja w bazie na froncie higienicznym i żywieniowym.

Zmiana miejsca poboru wody dla kuchni z rzeczki na pastwisku na rzeczkę w skałkach oraz ciągła edukacja kucharza, 2 kuchcików i 2 pomocników kuchcików, by naczynia były wycierane szmatką o kolorze zbliżonym do bieli a nie do brązu powodują, że już tylko połowa składu narzeka na dolegliwości żołądkowe.

Wprawdzie kucharz zaproponował nam specjalną miejscową herbatę na te dolegliwości, ale ponieważ miała ona smak palonej gumy, mało kto skorzystał z tego lekarstwa.

Poprawia się też wyżywienie: tzw. water zupa została zastąpiona zupami z prawdziwego zdarzenia, a podawana herbata jest robiona z tzw. hot boiling water zamiast dotychczasowej cold boiling water.

Widzimy oznaki nadejścia wiosny w górach: zniknął śnieg z otoczenia bazy, świstaki podchodzą blisko namiotów, pojawiają się pierwsze kwiatki, widać też coraz więcej ptaków.

Napełniony basen ogrodowy przyniesiony przez Olę czeka na pierwszego śmiałka, ale kiedy to nastąpi nie wiadomo, bo woda w basenie wydaje się coraz zimniejsza.

Po zejściu z góry pierzemy, kąpiemy się w tzw. shower tent, którym tym razem jest kawałek brezentu zwieszony z dużego kamienia: wystarczy tylko pobrać ciepła wodę z kuchni w czajniku i kąpiel gotowa.

W ramach zajęć kulturalnych pozostaje oglądanie filmów na laptopie (jeżeli uda się naładować solarami akumulator, a nim laptop), oraz sprawdzanie czym różnią się regionalne odmiany specjałów o wdzięcznych nazwach miodówka, palinówka… wykonanych na miejscu przez kolegów hobbystów.



Nanga Parbat od Diamir.



Kuluar — poręczowanie do obozu II.

Jurek Natkański

Partnerzy