Poniżej przedstawiam krótkie omówienie wypadków taternickich, które miały miejsce od września do końca grudnia 2013 r. Dwa z nich były tragiczne.
7 października, Tatry
Do TOPR zadzwonili taternicy, informując, że mają problemy orientacyjne w rejonie Żabiego Mnicha. Próby telefonicznego naprowadzenia na ścieżkę prowadzącą na Białczańską Przełęcz Wyżnią nie powiodły się. Z pomocą pospieszył ratownik pełniący dyżur w Morskim Oku. Po dotarciu do oczekujących na pomoc taterników (turystów?), asekurując, sprowadził
ich nad Czarny Staw.
Po raz kolejny powraca więc temat nieznajomości topografii. Do lamusa odeszły egzaminy z graniówki, które odbywały się w zamierzchłych już czasach w „Betlejemce”. Wspinanie stało się wartością dla indywidualistów, którzy cenią sobie wolność bez ściśle określonych ram. Tymczasem topografia jest niezwykle ważna. Znajomość danego rejonu czy doliny
nie musi wiązać się z bezmyślnym wkuwaniem nazw szczytów i przełęczy, powinna mieć natomiast walor użytkowy. Przejścia do sąsiednich dolin, wycofywanie się ze ściany (zjazdami bądź trawersami), drogi zejściowe ze szczytów adekwatne do warunków i stanu psychofizycznego zespołu wspinaczkowego, znajomość nawigacji przy pomocy mapy, kompasu,
a także GPS to podstawowa wiedza i umiejętności, które należałoby posiąść przed wyjściem na wspinanie.
12 października, Tatry
Na trzecim wyciągu Prawego Żebra Skrajnego Granata na taterniczkę spadły kamienie, skutkiem czego był uraz głowy. Wezwani ratownicy zjechali z ranną
do podstawy ściany, a następnie poszkodowana została przetransportowana śmigłowcem do szpitala w Zakopanem. W tym samym dniu pojawiła się informacja, że w Dolinie Złomisk w wyniku upadku z Tępej śmierć poniósł ratownik TOPR, przewodnik tatrzański oraz PSPW, instruktor senior PZA Władysław Cywiński. Trudno odnieść się do tragicznego wypadku Włodka, zginął podczas jednej ze swoich samotnych wycieczek – wspinaczek, które Jemu dawały radość, a nam wiedzę i kolejne przewodniki.
23 października, Paklenica, Chorwacja
W trakcie wspinaczki na Nosorogu, prowadzący kursant zrzucił na instruktora blok wielkości połowy telewizora. Kamień trafił w rękę, masakrując ją, następnie uderzył w kask, który pękł. Instruktor
stracił przytomność, a po jej odzyskaniu wspiął się 30 m do stanowiska i stamtąd zaordynował zjazdy do podstawy ściany. Następnie do Zadaru zabrała go – wezwana przez niego – karetka pogotowia.
To zdarzenie pokazało słabość zespołu kursowego. W momencie wypadku lub nagłej choroby instruktora, jego podopieczni zmuszeni są do podjęcia samodzielnych działań, do których trudno jest ich przygotować, szczególnie w początkowym etapie kursu. Natomiast Komisja Szkolenia PZA powinna zastanowić się, czy i jakie procedury powinny być wprowadzone na
kursach wspinaczkowych. Na pewno obowiązkiem każdego kursanta powinno być zapisanie numeru alarmowego do służb ratowniczych.
29 grudnia, Tatry
Po spokojnym listopadzie w góry ruszyli wspinacze zimowi – w okresie świątecznym nastąpiło nasilenie ruchu taternickiego. Niestety, jedno wyjście okazało się tragiczne w skutkach.
29 grudnia na Komin Muchy na Kotle Kościelcowym wybrała się trójka taterników. Po skończonej drodze i zjazdach do podstawy ściany rozpoczęli trawers do moreny Czarnego Stawu Gąsienicowego. W pewnym momencie
jeden ze wspinaczy stracił równowagę i zsunął się gwałtownie ok. 20 m po polu śnieżnym, zatrzymując się na wystających kamieniach. W wyniku upadku
stracił przytomność, doznając jednocześnie poważnych urazów głowy, tułowia i kończyn. Ciężko rannego taternika w stanie krytycznym przetransportowano
śmigłowcem do zakopiańskiego szpitala. Po dwóch dniach poszkodowany zmarł.
Należy dodać, że po skończonej drodze wspinacze schowali sprzęt i schodzili wyłącznie w rakach. Brak czekana do hamowania – a tego dnia panowały trudne warunki, był twardy śnieg – był przyczyną niekontrolowanego
ześlizgu, który zakończył się zahaczeniem rakami o kamienie, a następnie obrotem i uderzeniem głową w wystające głazy. Taternik nie miał założonego
kasku na głowie, co spowodowało bardzo poważny uraz, a w konsekwencji śmierć.
Wypadki analizowane dotychczas przez Komisję Bezpieczeństwa PZA pozwalają wyciągnąć pierwsze wnioski. Najczęściej powtarzającą się przyczyną incydentów są lawinki kamienne. Wywoływane są w różny sposób podczas wspinaczek, zjazdów, ale również podejść. Po raz kolejny należy podkreślić, że Tatry są niezwykle kruche. Wydaje się, że należy zwiększyć
nacisk na szkolenie teoretyczne i praktyczne w poruszaniu się w takim terenie. Okazuje się, że sporym problemem jest prawidłowe prowadzenie
liny i umiejętność ściągania jej po zjeździe. Używanie kasku podczas akcji górskiej jest bezdyskusyjną koniecznością i nie może być ograniczone wyłącznie do czasu, w którym wspinacze związani są liną. Opisywany
w poprzednim numerze wypadek w Białym Żlebie wyprowadzającym na siodełko Filara Mięguszowieckiego Szczytu Wielkiego, ale przede wszystkim tragiczne w skutkach poślizgnięcie pod Kominem Muchy dowodzą, że kasku należy używać podczas podejść i zejść aż do terenu, w którym ryzyko urazu głowy będzie minimalne, co poświadcza szczęśliwe zakończenie opisanego powyżej wypadku w Paklenicy.
Dobrą praktyką dla nas niech będzie „narciarska” akcja profilaktyczno-informacyjna „Tylko pustej głowy nie chroni kask” zorganizowana przez Obywatelską Fundację Pomocy Dzieciom pod Honorowym Patronatem TOPR-u, GOPR-u, PZN, PZKol i Ministerstwa Sportu i Turystyki. Być może należałoby przeprowadzić podobną akcję dotyczącą wspinania w górach, a także w skałkach, na drogach nieubezpieczonych.
Cytaty pochodzą z Księgi Wypraw TOPR