wróć
Polski Związek Alpinizmu

Ama Dablam zdobyty!

Opublikowano: 11-04-2008; 12:33 przez mteg

Uczestnicy „Annapurna West Face Expedition” przenoszą się powoli
pod Annapurnę. 12. 04. ruszają
do Pokhary. Poniżej relacja Piotra Morawskiego z pierwszej części
wyprawy.

Problemy zaczęły się na lotnisku. Mieliśmy ruszyć 15-go, ale niestety
samolot spóźnił się kilka godzin. W związku z tym, nie mieliśmy dalszych
połączeń i wylot trzeba było odłożyć o jeden dzień. Na szczeście,
jak to zwykle bywa, na początku były problemy, a potem już poszło jak
z płatka.

W Katmandu sprawnie załatwiliśmy formalności i już byliśmy
w samolocie do Lukli. Krótki trekking po jednej z najpiękniejszych dolin
świata Solo Khumbu i docieramy pod Ama Dablam. Zdziwienie. Zazwyczaj
jest to popularna góra, a poza nami nikogo nie ma w bazie. Poza tym
Ama Dablam wygląda na skalno-lodową. Ani grama śniegu. Raczej jak warunki
himalajskiej zimy: zimno, wietrznie, bezśnieżnie… Mimo tego od razu
ruszyliśmy do pracy. Z ciężkimi ładunkami doszliśmy do jedynki
już 26 marca. Następnego dnia z Peterem zaporęczowaliśmy drogę
do dwójki. Piękna, na wielu zdjęciach śnieżna grań, okazała się
czysta skala. Stare poręczówki były w kilku miejscach, resztę musieliśmy
położyć sami. Nagle Ama Dablam z „treningowej góry”, gdzie liny
poręczowe idą od bazy do szczytu, zaczęła od nas wymagać skalnego
wspinania. I to jeszcze z plecakami. Właściwie o to nam chodziło.
Mogliśmy się powspinać i to jeszcze w tak pięknych okolicznościach
przyrody.

Zeszliśmy do bazy na odpoczynek. Przecież to aklimatyzacja
i nie ma się gdzie spieszyć. Zabawiliśmy 2 noce i znowu hajda do góry.
Ciężkie wory, droga daleka. 31. 03. dotarliśmy do obozu II
na wysokości 6050 m, a następnego dnia zaporęczowaliśmy drogę
do trójki. Najpierw lodowo-skalna przełęcz (pamiętam zdjęcia jak ludzie
tam szli po śniegu), potem skalny kuluar i lodowa ściana. Cały czas
wspinanie, nie zawsze przyjemne, ale przynoszące dużo satysfakcji.
Już 2 kwietnia przenieśliśmy się całą czwórką (przypomnę: Piotr
Pustelnik, Peter Hamor, Darek Załuski i ja) do obozu III
na wysokości 6450 m, na mniejszym z dwóch amadablamowych seraków.
Byliśmy gotowi na wierzchołek.

Start dopiero jak przyszło słońce. Już pierwsze metry
okazały się lodowym wspinaniem, stare liny gdzieś zniknęły. Właściwie
do samego wierzchołka zamiast upragnionego śniegu, w którym można by
trochę podreptać mieliśmy lód. Ale warto było. 03. 04. stanęliśmy
z Peterem Hamorem na szczycie. Oczywiście Everest schował się
za chmurami, ale i tak widoki były przepiękne.
Dzień później, 04. 04, na szczycie stanęli również Piotr Pustelnik
i Darek Załuski. Nasza aklimatyzacja dobiegła końca. Od przybycia
do bazy, do zejścia na dół spędziliśmy pod górą 14 nocy. Z czego
zaledwie 6 nocy w bazie na 4550 m, a resztę wyżej. Chodziliśmy
spokojnie, jedliśmy dobrze, spaliśmy wysoko, weszliśmy na szczyt.
Mam nadzieje, że dobrze się zaaklimatyzowaliśmy przed naszym następnym,
głównym celem. Poza tym stanowimy świetny, zgrany zespół, a to też się
liczy! A teraz w Nepalu zbliżają się pierwsze demokratyczne wybory
do parlamentu. Całe Katmandu i cały kraj jest sparaliżowany.
Do tego niespodziewane opady śniegu pozrywały drogi w rejonie Annapurny.
Mamy pierwsze zadanie, dostać się do bazy pod Annapurną…

A drugie… Cóż, trzymajcie kciuki jak dotychczas, a na pewno
nam sie uda!

Zdjęcia na www.alpinus.pl
oraz na www.trekandmore.pl.

Partnerzy