Żegnamy Barbarę Morawską-Nowak (3 I 1936 – 13 V 2023) Członka Honorowego PZA
Pogrzeb odbędzie się 22 maja na Cmentarzu Rakowickim godz. 11.40
Basię zapamiętamy jako niestrudzoną organizatorką corocznych spotkań taternickich . Pisała o nich skromnie „organizuję je co roku”, ale za tymi spotkaniami weteranów taternictwa stała gigantyczna praca. Rok w rok potrafiła zmobilizować kilkadziesiąt osób, schorowanym zapewniając dowóz pod drzwi schroniska. A potem wypełnić spotkanie programem, który długo potem wspominano.
18 IV 1960 (poniedziałek wielkanocny) zdjęcie zrobione podczas przejścia wschodniej ściany Mnicha (droga Stanisławskiego). Od lewej Barbara Morawska, Józef Nyka, Małgorzata Surdel. Fot. Bernard Uchmański. Archiwum Nyków.
Urodziła się 3 stycznia 1936 w Krakowie w rodzinie lekarzy. Dwa lata później jej rodzice przenieśli się do Warszawy. W czasie okupacji rozpoczęła naukę w Skolimowie, w domu opiekuńczym dla sierot z rodzin wojskowych, gdzie pracowała jej mama.
Po Powstaniu Warszawskim, w którym rodzice Basi wzięli czynny udział jako lekarze, rodzina znalazła się ponownie w Krakowie. W r.1952 Basia zdała tam maturę w żeńskim XI LO im. Joteyki
Po studiach biologicznych na UJ, zakończonych w r. -1957, przez trzy lata była nauczycielką. W r. 1962 zatrudniła się w Zakładzie (później Instytucie) Farmakologii PAN, któremu pozostała już wierna. W Instytucie pracowała wiele lat w bibliotece, a potem w dziale wydawnictw. Pracę zawodową łączyła z prowadzeniem domu, wychowaniem czworga dzieci oraz działalnością społeczną związaną z górami.
Góry pojawiły się w życiu Basi wcześnie; miała 10 lat, gdy matka, turystka i harcerka, zabrała ją po raz pierwszy w Tatry. Trzynastoletnia Basia zapisała się do PTT.
W r. 1955 związała się po raz pierwszy liną. Pierwsze szlify zdobyła na kursie w skałkach, a potem podczas obozów na Hali Gąsienicowej i w Morskim Oku. Lato 1957 było jej pierwszym samodzielnym sezonem w Morskim Oku. To wówczas wybrała się na wspinaczkę ze świeżo poznaną taterniczką ze Śląska, Małgosią Surdel (Nykową). Obie po latach wspominały tę wspinaczkę południową ścianą Wołowej Turni. W puszce na szczycie pozostawiły kartkę z nazwiskami i paczkę herbatników. Bardzo szybko zeszły w dół Zachodem Grońskiego, który Małgosia znała ze wspólnych wypadów z Szymonem Wdowiakiem. W Kurniku pochwaliły się swoim dobrym czasem. Wtedy poderwali się Zbyszek Jurkowski i Andrzej Nowacki i pobiegli na Wołową Turnię. Wrócili z herbatnikami jako trofeum, oczywiście z własnym lepszym rekordem czasowym… Basia w kolejnych latach pomieszkiwała w Kurniku – wspinała się latem i w zimie. W tym czasie nawiązywała górskie przyjaźnie, którym pozostała wierna do końca życia.
Spotkanie seniorów Morskie Oko 2019. Fot. Wojciech Kapturkiewicz.
W tym okresie wyjeżdżała też za granicę. W 1958 r. brała udział w wyprawie w Kaukaz Zachodni, weszła m.in. Dżuguturluczat i Sofrudżu. Latem 1960 była w składzie 7-osobowego obozu sportowego KW działającego najpierw w Dol. Białej Wody, a potem w rejonie Doliny Kieżmarskiej. Kierownikiem tej grupki był Jerzy Rudnicki – Druciarz. Pierwsze dwie noce totalnej niepogody młodzi taternicy spędzili w domku myśliwskim u wylotu Dolinki Rówienek, by potem przenieść się do Doliny Kaczej. Notował Józef Nyka: „Mamy trzy kołchozy. Benek [Uchmański] – Robert [Bombier] – Toczka [Danka Topczewska]; Adaś [Szurek], Basia i ja; i jednoosobowy Druciarza. Druciarz z Robertem poszli do Kaczej na wywiad. Toczka, Basia, Benek – do Rówienek. Wyjdziemy im na przeciwko.” Ten pobyt na Słowacji zapisał się w tatrzańskich annałach, bo był uwieńczony kilkoma głośnymi sukcesami, z pierwszym przejściem wschodniej ściany Młynarczyka na czele. W tym samym roku Basia była jeszcze w Alpach Julijskich, gdzie weszła m.in. na Skrlaticę i drogą niemiecką na Triglav. W 1962 r. uczestniczyła w wyjeździe w Riłę. W r. 1964 wyszła za mąż i wkrótce zrezygnowała z czynnego uprawiania sportu, ale pozostała wierna turystyce górskiej i górskim przyjaciołom.
Z wielką pasją zajmowała się pracą na rzecz środowiska górskiego. Najpierw przez 4 lata była sekretarzem Koła Krakowskiego KW a później współzałożycielką i siłą napędową koła taterników-seniorów m. in. organizującą spotkania w Dolinie Będkowskiej i nad Morskim Okiem. Pisała: „W r. 1977 został zorganizowany przez Jadwigę i Jana Słupskich pierwszy Zlot Pokutników w dol. Będkowskiej, w posiadłości pp. Rościszewskich. Długi rząd namiotów ciągnął się wzdłuż łąki nad potokiem. Żyli jeszcze wówczas wszyscy Pokutnicy, a także gospodarze posiadłości. Na tym spotkaniu był wówczas Józef Nyka z córką Moniką, byłam także ja w namiocie z córką Katarzyną. Generalnie było nas sporo. Kolejne takie spotkanie odbyło się dopiero w 1984 roku, a obecnie takie spotkania organizuję co roku.”
W latach 80. Basia przyczyniła się do reaktywacji Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego. A potem wykonywała na rzecz PTT gigantyczną pracę. Przez 40 lat piastowała najważniejsze funkcje w zarządach zarówno Oddziału Krakowskiego, jak i Zarządu Głównego, będąc wieloletnim sekretarzem, wiceprezesem, prezesem i członkiem sądów koleżeńskich.
Sprawami wydawniczymi PTT. W 1991 roku zainicjowała wydawanie biuletynu informacyjnego PTT „Co słychać”, który sama redagowała i kolportowała. Od 1992 roku współredagowała reaktywowany „Pamiętnik PTT”, pełniąc w ostatnich latach funkcję jego redaktora naczelnego. PTT uhonorowało ją w 2001 r. godnością członka honorowego, a w 2004 r. członkostwo honorowe przyznał jej także Polski Związku Alpinizmu.
Z moimi rodzicami Basia utrzymywała nieprzerwany kontakt od końca lat 50-tych. Dzwoniła, pisała, przyjeżdżała do Warszawy. Z moim Ojcem naradzali się w sprawach wydawniczych, dzielili się wiadomościami o górskich przyjaciołach, opłakiwali zmarłych. Bywało, że wiadomości mailowe wędrowały kilka razy jednego dnia. Basia przysyłała swoje „Co słychać”, przywoziła nowe tomy Pamiętnika PTT. Czasami przysyłała zamówione artykuły przed ich opublikowaniem do konsultacji. Przez całe lata kolportowała też „Głos Seniora”. Dostarczała go często wprost do domów krakowskich seniorów. We wrześniu 2021 przyjechała na pogrzeb mojego Taty do Warszawy, mimo, że poruszanie się sprawiało jej już dużą trudność.
Silna osobowość Basi pozwoliła jej do ostatnich dni, na przekór utracie sił, wieść życie wypełnione pracą i działalnością społeczną. Jej postawa była czymś zupełnie wyjątkowym, nawet w środowisku ludzi gór, gdzie nie brakuje osób obdarzonych nadzwyczajną energią. Zapamiętamy ją jako osobę niezwykłą- czynną i serdeczną wobec innych, oddaną, bez zastanowienia przyjmującą na siebie kolejne obowiązki i wypełniającą je z oddaniem. Dziękujemy Basiu, że byłaś z nami przez wszystkie te lata
Monika Nyczanka