W tym roku dla odmiany zorganizowaliśmy się bez last minute panic i udało się podziałać porządne trzy tygodnie do połowy sierpnia.
Dla mnie tekstem wyprawy było:
„- Niedobry ten kuskus w M13. Twardy, długo się żuje”.
– To jest proso! To się gotuje 15 minut! U nas rzadkość, ale tutaj jest popularne.”
Na kolejnym biwaku: „Ejjj! Faktycznie dobry.”
Przez naszą bazę w wiosce Poljana przewinęło się dwadzieścioro grotołazów plus osoby wspierające. O ile rok temu kierownik popisał się tekstem „W Maganiku nie pada”, to w tym roku błysnął: „Podjedźmy od strony kanionu, sprawdzałem drogę w zeszłym roku i wygląda dobrze”. Dobrze jak woda w Odrze. Po zryciu bieżnika opony do momentu aż strzeliła, wymianie i okiełznaniu tłumika, który poczuł zew samodzielnej podróży, jedno z dwóch aut dokulało się do celu. Pozostałe furaki skorzystały z ekskluzywnych usług „świniarki”.
-
Zoran Jama. Pierwszy biwak był nieco pechowy, po irytującym poprawianiu poręczowania poprzedników (czyli niżej podpisanego), gdy już doszli na przodek ułamała się widia w wiertle, a zapasowe okazało w złym rozmiarze. Powalczyli ile starczyło im zapału i tak powstał ‚Jeż’ z niedobitych kotew. O tyleż ładny, co nieprzydatny. Może będzie służył jako punkt oriętacyjny. Zielu nie dał sobie wyrwać zjazdu w ziejącą pod nim lufę (w zeszłym roku też skończył w tym miejscu) i zaraz po wyjściu zaczął się szykować na wejście z kolejnym biwakiem. Puściło okrutnie. Po tej 50-metrowej lufie, kolejna 30-metrowa, za nią kolejna 20-metrowa i … syfon. Nawet się trochę rozluźniłem, że będzie można zmienić cel główny na coś z przyjaźniejszym biwakiem, ale nie. Młodzież postawiła się, że syfonem wyprawy się nie kończy. Zaraz po wyjściu z biwaku w M13, poszli na biwak w Zoran Jamie i znaleźli dwa obejścia. Telefon do kartowania nie dożył do tego miejsca, ale rzecz dzieje się poniżej – 700m. Czyli ponad 100m głębiej niż rok temu. Skartowanej długości Zoran Jama ma teraz 1070m.
-
M13. Pierwaszą część wyprawy zajęło kontynuowanie przeekipowywania jaskini po praojcach eksplorujących ją w 2006. Po wstępnych studniach i obszerniejszym trawersie, ciasnymi zawalisko-meandrami doszliśmy do starego przodka w połowie lufy, na – 290m. Duża studnia przechodząca na dnie w ciasny meanderek z ciekiem wodnym. Niby słabo, ale wieje tam niczym zmianami po wyborach, a to coś nowego w Maganiku. Czapki z głów dla ekipy zakładającej biwak. Umówmy się, przy zoranjamowym biwaku w hamakach z kuchnią na stojąco, biwak w M13 poprzeczkę miał zakopaną, ale jest cymesik. Zakończyliśmy na głębokości 330m, przy długości 733m.
-
M 201. Tegoroczna nowość. Znaleziona przy okazji nieskutecznego szukania mitycznego Lodowego Pandemonim Mira. Fajnie puszczająca, śnieżna studnia. Wyszło tego 172m głębokości, ale w końcu skończyła się szczelina między skałą a lodem. Do sprawdzenia za kilka lat.
-
Zeszłoroczna Jaskinia Archeologów została skartowana. 88m długości i 67m deniwelacji.
W wyprawie udział wzięli:
Anna Gluc, Tomasz Niemiec, Łukasz Kruczek i Irek Królewicz z AKG Kraków; Michał Górski, Piotr Jarosz, Maciej Pętlicki, Paweł Wysocki, Piotr Zieliński, Piotr Śliwiński, Katarzyna Pawlik, Andrzej Wyczółkowski, Monika Górczyńska, Paulina Buńka, Dimitri Shishov, Michał Borkowski, Izabela Bożek, Krzysztof Adamkiewicz i Tomasz Ursel z SGW; Jacek Malinowski z SCW oraz last but not least Marek Szczypiński z trójmiejskiego SKTJ.
Dziękujemy Polskiemu Związkowi Alpinizmu za wsparcie finansowe i firmie Rawlplug za wsparcie sprzętowe.
Kierownik wyprawy – Irek Królewicz